Lipcowe klenie
Data: 17-06-2009 o godz. 06:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Kilka lat temu los wygnał mnie z Zielonej Góry hen- na północ. I choć łowienie pstrągów, moja obecna pasja, jest ciekawe, to czasem tęsknię za odrzańskimi klimatami i kleniami. W szczególności za letnimi porankami spędzonymi w ich obecności. Właśnie o poranku można nałowić się do syta naprawdę grubych kleni.



Mój sposób jest niezwykle prosty. Wystarczy wstać, gdy jeszcze jest ciemno i pognać nad rzekę, aby być przed świtem, gdyż brania rozpoczynają się gdy tylko zaczyna się rozwidniać, a kończą najczęściej z nastaniem pierwszego podmuchu wiatru. Szczytem marzeń jest pogodne, czyste niebo- efekt "panowania" zachodnich wyżów atmosferycznych. Wschodnie- kontynentalne bardziej sprzyjają łowieniu boleni, choć często nie widać oznak ich intensywnego żerowania. O stanowiskach wiele nie napiszę- są to po prostu ostrogi. Kluczem jest odpowiednie podejście i podanie przynęty.

Stanowisko
Najlepiej ustawić się u nasady główki po stronie napływowej. Oczywiście, jeśli ostroga jest długa, należy obrać stanowisko mniej więcej 5-6 metrów od jej szczytu. Przy odpowiedniej wprawie w podchodzeniu do łowiska można dojść niemal do szczytu ostrogi, ale ryzyko spłoszenia kleni jest wtedy dość duże. Oczywiście całkowita cisza i "niewidzialność" dla ryb to elementarz. Wbrew obiegowej opinii, moje doświadczenia wskazują, że klenie to najbardziej płochliwe ryby, z jakimi możemy się zmierzyć na ostrodze. Nawet bolenie nie sprawiają takich problemów w podejściu, gdyż żerują bardzo dynamicznie przemieszczając się po łowisku, przez co mamy większe szanse, że ryby te po prostu nas nie zauważą gdy będziemy niezdarnie podchodzić do łowiska.

Sprzęt
Sprzęt musi spełniać jeden warunek: powinien być sprawdzony, ale z pewnością nie musimy szukać go wysoko, na sklepowych półkach. Kij długości 2,7 m o raczej parabolicznej akcji, do tego kołowrotek klasy 2000-3000 (początkującym polecam kołowrotki z tzw. "hamulcem walki", gdyż moim zdaniem, sprawdzają się genialnie podczas kleniowo- boleniowych łowów). Do tego żyłka o średnicy 0,18 mm. Na niej nie oszczędzamy(to w zasadzie jedyny element zestawu, za który jestem w stanie zapłacić każdą kwotę, żeby tylko być zadowolonym). Podstawową przynętą w moim kleniowym arsenale jest niewielki 3-5 cm wobler o delikatnej- bocznej pracy połączonej z lusterkowaniem. Każdy jednak ma swoje preferencje odnośnie pracy tych przynęt, więc nie mam zamiaru narzucać czegokolwiek. Poniżej prezentuję przykładowe wabiki, jakimi się posługuję:

Sposób podania przynęty
Poniższy rysunek przedstawia sposób w jaki podaję przynętę łowiąc klenie:

Jak widać nie ma w tym wielkiej filozofii, jednak zwracam uwagę na pewien szczegół. Przede wszystkim wobler musi być ustawiony tak, aby jak najlepiej wykorzystywał napór wody, gdyż w zasadzie nigdy nie nadaję mu pracy poprzez zwijanie żyłki. Wobler ma pracować sam i poddawać się prądom- dopiero wtedy wygląda bardzo naturalnie. Musimy mu zatem odgiąć przednie oczko w kierunku środka rzeki, aby jak najdłużej utrzymywał się w nurcie i nie był zbyt szybko spychany do brzegu. Wszelkie korekty należy jednak robić z umiarem, gdyż wykładający się na powierzchni wobler z pewnością nie należy do kleniowych kilerów. Woblery prowadzimy najwolniej jak tylko się da, po łuku. Nie wiem dlaczego, ale klenie bardzo to lubią. Głębokość prowadzenia zależy od łowiska i w tej kwestii jedyne co mogę doradzić to eksperymenty, jednak podczas lipcowych, porannych łowów najczęściej prowadzę wobler ok 10-20 cm pod powierzchnią. Nienawidzę przynęt smużących i w zasadzie ich nie używam, choć robię czasami wyjątki, szczególnie późnym wieczorem. Lubię jednak widzieć przynętę i dobieram tak głębokość prowadzenia, aby nie stracić jej z oczu w, mętnej często, wodzie.
Ataki kleni są bardzo emocjonujące. Na wędzisku czuć ciężar i siłę ryby, przez co nieraz słyszałem dziwne odgłosy dobiegające z wędziska. Sposób podania przynęty, jaki zaprezentowałem, ma pewien plus- dość mocno eliminuje brania drobnicy, która często potrafi zepsuć łowisko. Drobne klenie biorą najczęściej przy samym szczycie ostrogi, jednak nie należy rezygnować z prowadzenia w tym rejonie wabika. Często z nurtu wyskakuje wielki cień i zbiera woblerka, który w zasadzie dotyka już brzegu, a wędzisko nagle jęczy od przeciążeń.
W ten sposób złowiłem mnóstwo kleni przekraczających 50 cm. Największy, z którym sobie nie poradziłem miał, "na oko", sporo ponad 70 cm. Niestety, zaciąłem go na początku swojej przygody ze spiningiem i oczytany "literaturą holu" popełniłem błędy, które ryba wykorzystała w dość efektowny sposób. Skończyło się na popisowym- trociowym wyskoku nad powierzchnię wody, wyrwaniu przynęty z pyska i "tąpnięciu", które widzę do dzisiaj, gdy tylko zamknę oczy. Ta porażka przytłacza mnie mimo upływu lat, gdyż z takim kleniem spotyka się, w zasadzie, raz w życiu....
Metoda ta często przynosi przyłowy w postaci boleni. Co ciekawe, nigdy w ten sposób nie złowiłem bolenia krótszego niż 50 cm, a największe miały 70-75 cm. Nie przeszkadzało im wolniutkie, "nieksiążkowe" prowadzenie wabika i jego wielkość

dzepetto







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1877