Łowisko komercyjne i Ganaraska River
Data: 27-01-2003 o godz. 09:00:00
Temat: Tu łowię


Jeden ze znajomych namówił mnie na wyjazd na łowisko specjalne, ok. 50 km od Toronto, łowisko z pstrągami tęczowymi. Ponoć kabany jak smoki, jakieś drobne opłaty... Dobra jadę!

Umawiamy się na następny dzień rano. Jestem w przedpokoju, telefon, okazuje się że gość nie może jechać, bo ktoś mu zaproponował jakąś fuchę. Pies go trącał, jak parę dolców ważniejsze jest od wyjazdu na ryby. Wymuszam tylko, żeby mi podał namiary. Podaje mi z grubsza jak dojechać.



Zjeżdżam do garażu i w drogę. Ze znalezieniem łowiska nie ma żadnego problemu, przy autostradzie reklama wielkości małej stodoły. Zatrzymuję się przy bramie, opłata za wjazd 2 CAD + za złowioną rybę 25 centów za cal. Planuję w takim razie złowienie 2 pstrągów takich po minimu 20 cali (ponad 50cm) i mogę wracać. Zostawiam samochód na parkingu i żwirowatą alejką docieram do wody. Są to 3 rozlewiska na strumieniu, każde po 80-120 m długości i 15-20 m szerokości. Naokoło przystrzyżone trawniki, ławki i duże grille stacjonarne. Na terenie plac zabaw i jeziorko służące za kąpielisko. Super miejsce na rodzinny wypoczynek. Przy moim podejściu do wędkarstwa jest to przegięcie, ale cóż, przyjechałem, złowię co swoje i wracam. Na drugie śniadanie będę w domu.

Montuję spinning, zakładam Meppsa 1 czy 2 i macham. I macham, macham, macham, zmieniam blachy, kolory, wielkości i macham, macham, macham.Widzę że nie bardzo chcą zagryzać, zaczynają zjeżdżać się ludzie z rodzinami, robi sie coraz większy szum. Drugie śniadanie w domu szlag trafił a wygląda i na to, że obiadek też cholera weźmie. Nic to - pójdziemy do Greka na suvlaki, są naprawdę super. Już czuję ich zapach, kiedy widzę, że wędkarz w drugim konicu rozlewiska wyciąga kolejną rybę. Łowi na spławik, pewnie na czerwone - wolno tam łowić pstrągi na robactwo. Idę do sklepiku przy bramie kupić czerwone, ale widzę u człowieka, który akurat zarzuca, że ma na haczyku coś innego. Nawiązuję kontakt słowny, facet łowi na kukurydzę konserwową!

Jestem zdziwiony - przed moim wyjazdem z Polski w 1988 coś takiego w sklepach nie istniało. No i od kiedy pstrągi na to biorą? Kanadyjczyk proponuje, że podzieli się ze mną kukurydzą, co z wdzięcznością przyjmuję. On już ma 6 sztuk, ale nie są to kabany o jakich myślałem. Mają po 10-12 cali(25-30cm). Łowię w ciągu kwadransa 4 sztuki i zbieram się do domu, przy bramie płacę za ryby i po niecałej godzinie jazdy jestem z powrotem. Robimy je na obiad, są niezłe, ale myślałem, że pstrąg w smaku jest dużo lepszy.

Dwa czy trzy tygodnie później wybieram się na Ganaraskę ok.120-130 km od Toronto, na wschód. Rzeka wpada w Port Hope do jeziora Ontario i bytują w niej tęczaki. Od jeziora do autostrady jest to rzeka dosyć szeroka z każdą rybą, ale już po 15 km w górę rzeki zaczyna się kraina pstrąga. Jadę na 20-25 km zakładam wodery i idę pierwszy raz zmierzyć się z dzikim pstrągiem. Rzeka kręci, miejscami płynie przez skały, na obu brzegach leżą olbrzymie głazy, a kilkadziesiąt metrów dalej płynie przez tereny podmokłe i tak na przemian. Na Meppsa zerówkę czepiają mi się 2 klenie po 20 cm i jeden pstrąg podobnej wielkości. Południe już dawno minęło, kilometrów narobiłem od metra, pora wracać do samochodu. Staram się rzucać w co ciekawsze miejsca, zmieniam blachy i na jednym z odcinków o podmokłych brzegach spod burty brzegowej, na ledwo płynącej wodzie wyciągam prawie 40-centymetrowego, pierwszego w życiu prawdziwego pstrąga. Mogę wracać do domu! Niedaleko od samochodu, w zakolu rzeki, leżą wzdłuż nurtu 2 czy 3 drzewa położne przez bobry, jest tam głęboko, chyba lepiej jak 2 m. Idąc w górę rzeki nie rzucałem tam, bo prawie całe korony są zanurzone, murowana strata blachy. Teraz pal licho blachę, muszę spróbować. Połowa rzeki to woda do bioder, druga połowa ok. 4-metrowy dół, w którym leżą drzewa. Między gałęziami a uskokiem jest nie więcej jak metr wody, gdzie w miarę bezpiecznie można poprowadzić blachę. Zakładam ciężką wahadłówkę wielkości Algi 2. Z jednej strony jest srebrna, z drugiej - wypukłej - zielona. Jest to ponoć skuteczna przynęta na pstrągi. Jakoś ten wynalazek do mnie nie przemawia, więc jak urwę, to trudno. Rzucam, czekam parę sekund by blacha trochę opadła, pierwszy ruch korbką i takie walnięcie w kij jakiego nigdy nie przeżyłem. Ryba poszła rynną w górę rzeki, nie wiem jakim cudem ominęła gałęzie w rynnie i na końcu zakola, gdzie już się wypłycało, zrobiła świecę. Zrobiło mi się gorąco, ten był dużo większy od tego, który był w plecaku, owinięty w pokrzywy. Nie wiem jak to długo trwało, dla mnie o wiele za długo. Cały czas bałem się, że się wypnie. Podebrałem rybę i wyszedłem na brzeg. Nogi jak z waty, papierosa przypalić za bardzo nie mogłem tak mi łapki latały z wrażenia. Przy samochodzie miałem kłopot ze zdjęciem woderów, nawet nie zauważyłem, że w którymś momencie nalało mi sie wody. Pstrąg mierzył 56 cm. Przy czyszczeniu ryb w domu zauważyłem, że ich mięso jest bardziej różowe niż tych z łowiska komercyjnego, a smak, pomimo że i to tęczak i tamto, był nieporównywalnie lepszy. Kilkanaście razy wracałem na Ganaraskę ,ale takiego już nigdy nie złowiłem, nawet nie za każdym razem wracałem z pstrągiem, a te, które udało mi sie złowić, miały od 30-40 cm.

Na swojego największego musiałem jednak trochę poczekać.

sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=191