Co najlepiej zrobić w upalne dni, po południu, kiedy to koledzy wędkarze odpoczywają po rannych zmaganiach z wędką, czekając na wieczór. Czy ten czas zawsze skazany jest na bezrybność, bezczynność, wedkarski marazm? Ja mam swój sposób, aby go przetrwać - a jaki? Zobaczcie sami...
Ja wtedy wybieram się na klenie. Odstawiam spinning, muchówki nie mam, biorę zatem najcieńszą żyłkę i najdłuższy kij jaki mam, do torby pakuję podsuszony chleb, kilka haczyków i już jestem gotowy. Wchodzę do wody i po zlokalizowaniu przypuszczalnego stanowiska kleni zabieram się do zabawy.
Stojąc z największą ostrożnością kilkanaście metrów od miejscówki spuszczam z prądem małe kawałeczki chleba (1,5 cm x 3 cm), uważnie je obserwując. Jeśli po dwóch, trzech kawałkach nic się nie dzieje - idę dalej. W końcu znajduję miejsce, gdzie widać jak spuszczony kawałeczek atakują małe rybki, po chwili się uspakajają, widać zawirowanie i chleba nie ma. Zabiera go kleń. Powtarzam czynność kilkakrotnie, przyzwyczajając rybę do chleba.
Po kolejnym kawałku zakładam przynętę na haczyk, przywiązany bezpośrednio do cienkiej żyłki i pozwalam mu spłynąć z nurtem wody. Kabłąk mam otwarty, a żyłka przesuwa mi się po palcach. Próbuję cały czas zachować kontakt wzrokowy z moją przynętą, jeśli go stracę - na chwilkę przytrzymuje żyłkę. Powoduje to smużenie i łatwe odnalezienie przynęty. Po zaobserwowaniu brania i nagłym przyspieszeniem żyłki wysnuwającej się ze szpuli zacinam.
Innym ciekawym sposobem na klenia jest patent mojego kolegi, przedstawiony na rysunku poniżej:
Kawałek trawy, liścia czy innej roślinności występującej nad wodą zaczepia się o żyłkę. Na zwisający pod nim haczyk zakładałem białego robaka. Do tego sposobu stosuje się długą wędkę, dzięki której można położyć liścia na wodzie i pozwolić mu spłynąć. Metodę tę stosuje się w ciepłe dni, kiedy to klenie siedzą pod powierzchnią. Jeżeli liść poruszy się nienaturalnie należy natychmiast zaciąć.
serano