Katastrofa
Data: 27-12-2010 o godz. 22:05:14
Temat: Wieści znad wody


Jezioro Słupeckie to spory, bo liczący ponad 260 ha, zbiornik zaporowy, leżący w centrum Wielkopolski, nieopodal Konina. Cieszył się opinią rybnego, gwarantującego udany połów. Jednak ostatniej zimy doszło tam do prawdziwego spustoszenia.



Z zamiarem opisania tego problemu, nie ukrywając - na moim ulubionym łowisku, nosiłem się z zamiarem już od dłuższego czasu, jednak brak czasu - i przede wszystkim motywacji - bo i tak żaden tekst w internecie nie zmieni sytuacji jeziora, przeszkadzały mi w napisaniu kilku słów. Stanu rzeczy nie zmieniły nawet interwencje ogólnopolskiego programu "Uwaga" - emitowanego na antenie TVN. Wszyscy, którzy powinni czuć się odpowiedzialni za tę katastrofę ekologiczną, umywali ręce. Prowadzone, przez prokuraturę słupecką, śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.

Sytuacja ta wyniknęła z podjęcia decyzji o spuszczeniu wody ze zbiornika jesienią 2009 roku, w celach napraw wału betonowego i tamy oraz umocnienia Kopca Szwedzkiego – wyspy z okresu kultury łużyckiej. Koniec prac miał nastąpić jesienią roku 2010, jednak do dnia dzisiejszego prace trwają i myślę, że ponad 50 % założeń nie została jeszcze zrealizowana. Na zbiorniku, którego głębokość nie przekraczała 2,5 metra, obniżono poziom lustra o 1,3 metra. Wodę spuszczono zimą, przez którą nic nie robiono. Prace ruszyły dopiero po zejściu lodu. Nie wiem jakim trzeba by laikiem, lub jaki mieć w tym interes, żeby na zimę przeprowadzać taką akcję. Po nadejściu pierwszych mrozów taflę zbiornika skuwa lód, pod koniec lutego pokrywa ma 50 cm grubości, przestrzeni życiowej dla ryb zostaje zatem niespełna metr wody. Prowadzi to do strasznej przyduchy. Działania słupeckich wędkarzy, takie jak wycinanie wielkich przerębli nie dały nic. Sytuacji nie da się już zmienić. Tony ryb zginęły uwięzione pod lodem. Jednak prawdziwy rozmiar tego zdarzenia, spowodowanego bezmyślnością urzędników, można było zaobserwować gdy nastała odwilż. Razem z zejściem lodu na brzeg wypłynęły śnięte ryby. Cały 3 - kilometrowy wschodni brzeg był biały od rybich ciał. Tragedia. Widok taki, że wędkarzom leciały z oczu łzy. Niewyobrażalna ilość ryb - począwszy od leszczowych żyletek, po wielkie tołpygi, węgorze, karpie, sandacze czy sumy. Władza nie podjęła żadnych działań mających na celu uprzątnięcie brzegu. Wędkarze z słupeckich kół i Ochotnicza Straż Pożarna zaczęła na własną rękę zbierać ryby. Z szacunków wynika, że do utylizacji trafiło 60 ton ryb! Na pewno jednak nie wszystkie ciała wypłynęły na brzeg, rozłożyły się one na dnie zbiornika.

Jeszcze nie tak dawno, rok temu - jesienią, ja i wielu moich znajomych, spływało z jeziora czasem na pusto, czasem z kompletem sandaczy na koncie, czy pięknymi okoniami. Gdyby ktoś powiedział mi, że po roku - o tej samej porze - nie będę brał tego zbiornika pod uwagę, wybierając się na ryby, to bym go wyśmiał. Dziś jednak wiem, że przez najbliższe lata niestety, ale ryb ze Słupeckiego nie będzie. Owszem, odbyło się kilka zawodów wędkarskich, ludzie z brzegu wędkowali. Łowili płotki, leszczyki i jazgarze. Złowienie jednej nocy kilku kilogramowych leszczy nie stanowiło problemu, a w tym sezonie nie słyszałem, żeby ktoś złowił - choć jednego - kilowca.

Niestety prace remontowe nadal trwają i poziom wody nie został uzupełniony, czyli w tym roku przyjdzie czas na niedobitki z ubiegłej zimy. Jezioro, które słynęło z wielu miejsc do wędkowania z brzegu, zmieniło się nie do poznania. Cały brzeg, który ujawnił się po obniżeniu lustra, czyli pas o szerokości około 50 metrów, zarósł roślinnością – pałką wodną. Roślina ta, nawet po dopuszczeniu wody, będzie nadal rosła uniemożliwiając połów z brzegu. Apele wędkarzy - o dokonanie oprysku z herbicydów - nie mają oddźwięku u władz. Na jeziorze obowiązuje także zakaz spinningownia i połowu z łodzi.

Mnie osobiście bardzo smuci ta historia, ponieważ dotyczy wody, na której spędziłem dużo czasu. To na tym zbiorniku poznawałem tajniki polowania na mętnookie drapieżniki. To tu osiągałem pierwsze sukcesy, pierwsze pstryknięcia, kopnięcia i wrzeszczcie - hole ryb. Na tym zbiorniku najczęściej wędkowałem, lubiłem tę wodę jak żadną inną. Klimat - podczas łowienia wśród innych sandaczomaniaków - był niepowtarzalny. Nawet, jeśli przez tydzień nie było dotyku chciało, się tu wracać i łowić. Wielu wędkarzy, również z brzegu, odnosiło sukcesy. Najbardziej irytuje mnie fakt, że cała sprawa ucichła i nikt nie poniósł - nawet najmniejszej - odpowiedzialności.

Miniony sezon nie był dla mnie zbyt owocny, ale to raczej z racji tego, że nie łowiłem tak często. Miasto Słupca jest ciekawie - wędkarsko - położone. W promieniu kilkunastu kilometrów mam do dyspozycji kilka ciekawych łowisk – Warta z niewielkimi dopływami, j. Powidzkie i wiele innych jezior polodowcowych oraz niewielkich zbiorników wodnych. Jednak czas spędzony nad Słupeckim, pozwolił poznać mi tę wodę, jak żadną inną i to wynagradzało rybami, a na nowych łowiskach trzeba trochę połowic, żeby cieszyć się wynikami.
Trochę też, w tym sezonie, zaniedbywałem wędkarstwo, nie tylko dlatego, że brakowało możliwości łowienia na ulubionej wodzie, ale jak to w życiu - pojawiły się inne priorytety i przyjemności dla, których warto (czasem z bólem) odłożyć wędki i iść z Nią na spacer :).

P.S. Jest to mój pierwszy tekst (pisany jednym tchem), także proszę o wyrozumiałość, a może wkrótce opiszę coś więcej o swoim łowieniu. Więcej informacji o tej katastrofie ekologicznej można zaczerpnąć w internecie. Dobry artykuł jest na stronie wmh.pl, na youtube.pl jest też kilka ciekawych filmów.

Olgierd_sandalista







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2053