Jaziuk.
Data: 25-08-2011 o godz. 17:00:00
Temat: Bajania i gawędy


Ano był ci jo, ostatniego łikenda w te sobote nad Wisełkom co by swieżego powietrza i ruchu zażyć, a przy okazyji kijaszkiem po spinningowemu powymachiwać i woblersa z nurtem pospławiać.



Tać mi jakoć ponad ćtyry godziny nic nie szło aż pod samiusieńki koniec musioł jo jakomsik szmate przy dnie zatrzepić bo dziwnie mi woblersa zwijanie staneło. Już żem mysloł ze rwać go bede i na wietrznom poniewierkę w odmentach zostawić przyjdzie, ale dała się ode dna oderwać i po malusieńku ku mnie poprowadzić. Tom zaczoł snurek na szpulke kołowrotem nawijać, uradowany iż woblersa com go sam z balsa strugoł uratuje. Juze mioł ja ją pod wierzch podrywać, a tu łuna jokiegoś prądowego szwungu dostała, boć zamiast do brzegu, to w drugom strone w nurt ku środka popłyneła, sznurka wybierając i kijachem naginać poczeła. Tom se pomyśloł, że sama z siebie szmata bez nijakiego napenda pod prund sworować sie nie może. Ić to jo od razu sie domyślił, iż to jakowyś płetwiec skrzelowy musioł podstepnie mi woblersa łyknąć i go teraz zabrać mi próbuje. Zaroz jo kijacha do góry podźwignoł i pozwalałem co by mi go ciagając powiginał i sznurek ze szpulki odwijoł. Ać trwało to przeciąganie kilka minutek, aż do sie go podciągnął, pod wierz wydżwignoł. Gadzina z sił opadła i na boczek sie wyłożyła. Tom nowy problem znalozł, boć żadnego druszlaka ani cedzaka ze sobom nie zabrał, a tu kamienna opaska wysoka i ni jak go nie można podebrać.

Musioł ci ja z nim na wędrówke sie udac pod prund co by go na łagodniejsym brzegu miedzy kamieniami pod brzucho przy skrzelach uchwycić i w trawe wytargać. Gdy go tak w zielenine położył okazało sie, ze to ryb przez miejscowych jaziukiem zwany, a mimo to z płociem i kleniokiem mylony, choć inne oczy, ryja i za przaproszeniem płetwe do dupnom posiada. A wyżarty był jak te złote rybki, co je teraz na wigilije w marketach sprzedawać bedom.

Następnie centymetra wyciągnół co by go dokładnie przymiarować. I czy ode łba do oguna czy na odwyrtke miarowoł, ni jak nie było wiencej niz ćtyrdziści osiem centymetra. Pomyśloł jo, iz po dobroci i na żywca do pieńdziesieńciu to jo go nie wyciągne, a żal by było go bez łeb pałkom dzielić, z łusek obrywać i wnentrzności z brzucha na wieszch wywlekać. Zahipnotyzowoł go ja tylko co by swoich rodziców i wujków na przyszłość na mojego woblersa napuścił. Potem go w swoje rynce wziun i na powrót do wody z wielkom ulgom na sercu i radosciom w duszy wypościł. Co by se gadzina jeszcze wode ogunkiem powachlowała i kaski przez skrzela odcedziła.
Tak toć było o czym wszyćtkich znajomków informuje i pozdrawlaju.

Wojciech Łęcki "Lecek"







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2082