Witaj Kaźmierz!
- Co się stało, że tak późno przychodzisz Franciszku?
- A no żona mnie piersią przygniotła i nie mogłem wstać.
- A tak poważnie?
- Chwileczkę. Złowiłeś coś?
- Dwie płotki i okonka. Po Twojej stronie, trochę niżej grasuje od świtu szczupaczek, taki kilowy. Jak masz żywcówkę to będzie Twój.
- Widzisz Kaźmierzu odwoziłem żonę na przystanek. Pojechała do wnuczki, do Olsztyna. Z tą moją żoną to "strapienie Boskie".
- A z moją to jeszcze gorzej. Jak wiesz, to dobra kobieta tylko czasem wytrzymać z Nią trudno.
Dwa tygodnie temu zostałem pradziadkiem i bardzo cieszę się z tego.
- Kaźmierz! Bierze Ci, nie gap się na mnie.
- Spartoliłeś. Tyle lat siedzimy nad tą naszą kochaną rzeczką, a Ty lina nie potrafisz wyciągnąć.
- Bo, bo Ty Franek zawsze mnie zagadasz.
- Tak... To ja Ci powiem co się dzieje z tą moją kobietą. Ona świata nie widzi poza Grzesiem, znaczy się prawnukiem i jednocześnie wścieka się na myśl, że ma córkę babcie. Ona taka młoda, a Jej córka babcią.
Słyszeliście ludzie???
Będzie padało.
Janokoniarz