Sum
Data: 24-05-2014 o godz. 20:00:00
Temat: Bajania i gawędy



Skończył obrządek w obejściu i zrobił sobie kilka kanapek na nocną zasiadkę. Wędki i inne potrzebne akcesoria prawie nigdy nie opuszczały samochodu więc tylko zerknął czy wszystko jest. Dołożył do wszystkiego rosówki i troszkę wątrobki drobiowej.



Było już prawie całkiem ciemno gdy wsiadał do samochodu. Nigdy tak późno nie wyjeżdżał na ryby. Zawsze lubił być wcześniej na miejscu i wszystko przygotować na łowisku do nocnej zasiadki, a to podpórki na wędki powbijać starannie, a to drewno na ognisko poukładać w równy sztapel, żeby było gotowe do podpalenia w każdej chwili. Tym razem jednak tak nie jest i trzeba będzie wszystko zrobić po ciemku, jedynie latarka pomoże rozświetlić mrok utrudniający przygotowanie miejscówki.
Węgorze łowił od zawsze, jeszcze kiedy będąc brzdącem, dziadek zabierał go na nocne wyprawy. Często wtedy spał smacznie opatulony w koce w burtach furmanki, wtedy to dziadek wykonywał te wszystkie czynności. Dzisiaj kiedy dziadek już dawno odszedł musiał zrobić to sam. Pamiętał wszystkie rady dziadka do dzisiaj i wszystkie stosował.
Nie żałował żadnej ze spędzonych chwil nad wodą, spędzał tu każdą wolną chwilę. Znał tę wodę jak swoją kieszeń. Do dziś się nie ożenił a miał już prawie pół wieku na karku. Owszem kandydatek we wsi było kilka i w latach młodości nie myślały u uciekaniu do miasta gdzie żyło się łatwiej. Tu trzeba było umieć sadzić ziemniaki, siać zboże, hodować zwierzęta i korzystać z dóbr natury takich jak grzyby czy ryby.
Tych ostatnich ubywało w zastraszającym tempie. Jeszcze kilkanaście lat temu kiedy żył dziadek, łowili skoro świt wielkie na ponad kilogram płocie przy trzcinach na maleńką kulkę z kaszy manny albo w samo południe w sierpniu na głębinie wielkie i aż ciemno brązowe leszcze na jedno ziarno parzonej pszenicy a w późniejszych miesiącach kiedy leszcze szykowały się do zimy na czerwonego robaka gnojaka które zbierali za oborą podnosząc obornik widłami.
Dziadek przekazał mu całą swoją wiedzę jaką kiedyś otrzymał od swojego dziadka. Mieszkali tu nad tym jeziorem od kilkunastu pokoleń i w co drugim pokoleniu był zawsze zapalony wędkarz. Dziwne ale tak już było, że nie ojciec synowi a dziadek wnukowi przekazywał swoją wiedze o jeziorze i rybach w nim żyjących.
On też miał syna, chociaż "nieślubnego" to jednak łączyły ich mocne więzy. Matka chłopaka zmarła przy porodzie i może dlatego do dziś się nie ożenił, szanując pamięć kobiety którą kiedyś kochał i chciał z nią zawiązać rodzinę.
Syn był żonaty i miał dzieci. Synek jego jeszcze mały brzdąc juz łapał na dziadkowe wędki kiedy tylko wpadali go odwiedzić. Dlatego był spokojny o rodzinną tradycje wędkarską. Już niedługo zapewne zabierze swego wnuka na pierwsze wędkowanie i zacznie mu przekazywać swoją wiedzę a i różne takie ciekawostki o jeziorze choćby tę o wielkim sumie co w gniewie potrafi wywrócić łódkę wędkarza jednym ruchem ogona. Był też szczupak, który potrafił zebrać z wody dorosłą kaczkę czy wielki karp tak stary, że miał aż omszały kark przez co potrafił i się upodobnić do dna i być niewidocznym dla oczu i na pewno pamiętał ostatnią wojnę sprzed kilkudziesięciu lat. Ryby te były bardzo sprytne i zawsze omijały sieci rybaków gospodarzących na tym jeziorze od kilkunastu lat.
Jezioro miało więcej tajemnic, chociażby te zatopione czołgi w czasie wojny. Ofiar wody było więcej bo co roku topił się jakiś pijany wędkarz z miasta co to myślał, że wszystko mu wolno. Ale również darzyła woda wielką rybą szanujących ją chociaz już coraz rzadziej bo ryb było coraz mniej. Kiedyś ludzie tu mieszkający a było ich niewielu łowili dla przeżycia, teraz brygady wędkarskie i przyjezdni łowili i zabierali wszystko. Cóż może kiedyś zrozumieją, że robią źle oby nie za późno.
Skończył przygotowywać stanowisko, miał już wszystko rozłożone a i wędka była gotowa do zarzucenia co zrobił. Mógł łowić na dwie ale najczęściej nie korzystał z tego. Przyjeżdżał tu dla relaksu a nie żeby nałowić. Zarzucił zestaw z rosówką daleko od brzegu tak żeby przyneta spoczęła na podwodnej górce gdzie lubił wyjść węgorz w nocy za drobnicą. Z ostatkiem wieczornego światła widział w tamtym miejscu oczkowanie małych rybek czyli miejsce było dobre. Rozsiadł sie wygodnie w wędkarskim fotelu biorąc do ręki butelkę z ulubionym płynem w kolorze bursztynu. Branie mogło nastąpić za chwilę albo dobrze po północy a i zdarzało się że i nad ranem skoro świt.
Nieważne kiedy a i czy w ogóle. Nigdy nie przyszło mu nawet na myśl ,że musi coś złowić. Zawsze jechał na ryby aby odpocząć i tego właśnie nauczył go dziadek.
On również wpoi to swojemu wnukowi.
Rozbudziło go ciche pobrzękiwanie starego dzwoneczka ze zgiętą sprężynką jaki mu pozostał po dziadku. Nie kupił nigdy tych elektronicznych dziwact co to popiskiwały jak myszy zimą na strychu . Dzwoneczek był przymocowany gumeczką do czubka wędki.
Bardzo szybko oprzytomniał i wziął wędkę do ręki, zeby śledzić dalszy ciąg brania. Żyłka wysnuwała się równomiernie jeszcze przez kilka sekund. Zatrzymała się, to znów wysunęła się kilka metrów.
Czekał.
Bardzo lubił oczekiwać w napięciu na to co ryba zrobi. Cisza i spokój, trwało to już kilka dłuższych chwil kiedy znów żyłka zaczęła uciekać ze szpuli kołowrotka ale teraz w dużo szybszym tempie. Było to coś nowego dla niego bo nigdy wcześniej w jego wedkarskim życiu nie działo się to tak szybko. Zamknął kabłąk i zdecydowanym ruchem zaciął zestawem aż żyłka zagrała jękliwą melodię. Ryba lekko zwolniła ale w dalszym ciągu żyłka uciekała dlatego zaczął dokręcać lekko hamulec. Kij, prezent urodzinowy od syna, bardzo dobrej jakości żyłki sporo a kołowrotek markowy więc na razie nie było strachu.
Ryba jeszcze bardziej zwolniła prawie się zatrzymując i to w samą porę bo jednak żyłki było coraz mniej na szpuli. Zaczął pomaleńku zwijać, bardzo pomaleńku żeby ryba znów nie zaczęła się szarpać. Ściągnął już z połowę dystansu kiedy znów się zaczęły szaleńcze odjazdy i dziwne targanie zestawem.
Zaczynało switać, nie miał pojęcia ile już czasu holuje rybę. Po braniu nie zerknął na zegarek ale czasu uciekło już sporo. Nieważne.
Długi kij wspaniale amortyzował szarpnięcia a hamulec w kołowrotku bardzo precyzyjnie wypuszczał coraz słabiej wyciąganą żyłkę. Ryba była już zmęczona ale na pewno jeszcze nie chciała się poddać. Było już widno kiedy kilkanascie metrów od siebie pierwszy raz ujrzał jej zarys tuż pod powierzchnią wody. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Taaaak, był to ogromny sum, dłuższy od jego wzrostu a przecież nie był ułomkiem. Zielonkawa warstwa mchu na karku ryby kazała sądzić że jest naprawdę stara.
Już dobre kilkanaście minut walczył z rybą, bo wciąż się nie poddawała żeby ją podciągnąc na płyciznę. Ale jednak udało się i wreszcie sum leżał pyskiem skierowanym do brzegu na wąskim skrawku podwodnego piasku. Nieduże oczy zdawały sie czytać mysli wędkarza, więc tylko przez ułamek sekundy można było odczytać w nich niepewność co do jego losu. Wędkarz cieszył się jak małe dziecko skacząc w wodzie obok ryby i chlapiąc na wszystkie strony. Już wiedział dlaczego warto było tu jeździć przez tyle lat i siedzieć na brzegu czekając na branie. Nie miał aparatu ani coraz bardziej popularnych telefonów z antenką co to z każdego pola można nim zadzwonić. No cóż, opowie o wszystkim a czy uwierzą to ich sprawa.
Zaczął uwalniać rybę po czym obrócił ją w wodzie w stronę głębiny i nie bacząc że woda wlewa mu się do gumaków pomału zaczął ją wypychać z płycizny. Ryba chociaż bardzo zmęczona zmaganiem z wędkarzem bardzo szybko odzyskiwała siły. Po kilku chwilach juz całkowicie zepchnięta na głębszą wodę zaczęła spokojnie ruszać ogonem pomaleńku odpływając w toń jeziora, gdzie po minucie zniknęła całkowicie. Wędkarz wyszedł z wody i przebrał się szybko w zabraną przezornie z domu zapasową odzież, żeby własnie w takiej sytuacji lub będąc zmoczonym po deszczu nie musiał natychmiast wracać do domu.
Spojrzał na zegarek, było kilka minut po 6 rano. Był bardzo zmęczony walką i nie podniósł się z fotela żeby zarzucić ponownie wędkę albo ją zwinąć. Zasnął.
Obudził się po godzinie i usłyszał w tym momencie odgłos nadjeżdżającego z oddali samochodu jedyną drogą jaka w tym miejscu prowadziła do jeziora.
To przyjechał syn z jego wnukiem.
Zerwał sie z fotela i krzyknął : nie uwierzycie !!!!!
Na to wnuczek .. dziadku powiedz szybko co Ci się przyśniło ?
Zamilkł i uśmiechnął się pod wąsem. Pomyślał, to jeszcze nie pora na opowiadanie nocnych przygód ale mały dojrzał w oczach dziadka dziwny błysk i już wiedział, że to nie był sen i kiedyś a nawet w nie za długim czasie dowie się o nocnej przygodzie dziadka. Bo właśnie dzisiaj zaczynały się wakacje i przyjechał do niego zostać na miesiąc uczyć się wędkarskiego rzemiosła. Obydwaj poczuli w sobie to coś i wiedzieli, że będą to niezapomniane wakacje.

Zamki







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2164