- Co Ty chrzanisz?
- Niech skonam, święta prawda.
- I Ty mnie chcesz wcisnąć, taki kit, mnie, że na żyłkę zero zero dwa wyciągnąłeś z pod lodu 10-cio kilowego szczupaka i to w dodatku na mormyszkę?
Opowiadaj takie historie, Wacuś, cioci na imieninach, a nie mnie.
- Słuchaj Jasiu, może Wacek mówi prawdę, to jest możliwe, na przykład, gdyby szczupak był zdechły!
- O nasz rację Kaziu. Wacek wyciągnął z pod lodu - zdechłego szczupaka.
- Śmiejcie się śmiejcie, a ja swoje wiem. Co prawda nie ważyłem tego szczupaka, ale był bardzo duży. I na pewno był żywy. Szkoda, że nie miałem kamery, to byście zobaczyli jak się rzucał na lodzie. Rękie mi podrapał jak mu wyjmowałem mormyszkę.
- Popatrz, popatrz Kaziu, mało brakowało, a nasz drogi Przyjaciel byłby bez ręki. I to przez zdechłego szczupaka. Miał by teraz kłopoty z otwieraniem piwa.
- Ale śmieszne. Jak nie wierzycie w to co mówię, to koniec, nie postawie Wam kolejki.
- O nie, Wacuś. Przyszliśmy tu na piwo i nie masz wyjścia.
- Jaś na rację - szczupak szczupakiem, a piwo piwem.
- Z Wami to trudno wytrzymać, ale Was lubię. Kelner!!!
- Wiecie co Przyjaciele, ja się czasem zastanawiam nad tym co jest przyjemniejsze: łowienie
ryb czy opowiadanie o łowieniu.
Janokoniarz