Zorro z Mrągowa.
Data: 21-02-2003 o godz. 09:00:00
Temat: Nasza publicystyka



Swego czasu, na forum miała miejsce dyskusja o strażnikach PSR. Pozwolę sobie opisać swój kontakt ze strażnikiem jaki miał miejsce w roku pańskim 1986 albo 1987 na jeziorze Kołowin Duży niedaleko Piecków...

We wrześniu któregoś z tych lat, razem z trzema kolegami zatrzymaliśmy się w Cierzpiętach nad jeziorem Mokrym. Mieliśmy ze sobą ponton. Wędkowanie na Mokrym szło nam mizernie, ale ktoś nam uprzejmie doniósł, że na jeziorze Kołowin jest dużo szczupaków i okoni, i że warto tam próbować. Ponton wrzuciliśmy na dach Opla Ascony jednego z kolegów i przemieściliśmy się na Kołowin. Dwóch z nas pozostało na miejscu by zmontować sprzęt, a dwóch wróciło do ośrodka po kajak, który również przywieźli na dachu samochodu.

Mogliśmy zacząć łowić. Było super! W trzy, cztery godziny mieliśmy 10 szczupaków o wymiarze 50 - 60 cm i kilkanaście okoni dochodzących do 30 - 35 cm. Z tym dorobkiem spłynęliśmy do brzegu i na raty wracaliśmy do ośrodka. W czasie gdy kolega odjechał pierwszym kursem, przyszedł do nas gość w zielonym mundurze z naszywką "Mazurski Park Krajobrazowy". Po grzecznej rozmowie i sprawdzeniu kart wędkarskich uprzedził nas byśmy na tym jeziorze raczej nie łowili. Zapytaliśmy czy jest jakiś zakaz. Odpowiedział, że zakazu to nie ma, ale lepiej nie łowić.

Gdy odszedł, połaziliśmy wzdłuż brzegu szukając jakiś tabliczek informacyjnych, ale żadnych nie znaleźliśmy. Stwierdziliśmy, że nie damy się zastraszyć i postanowiliśmy następnego dnia znowu tu przyjechać. W ośrodku, większą część ryb rozdaliśmy innym wczasowiczom, zaś pozostałe zostawiliśmy sobie na bardzo obfitą kolację. Wszyscy wiemy, że rybka lubi pływać, a że obdarowani chcieli się nam jakoś odwdzięczyć za ryby, więc wędkowanie z rana zostało tym samym wyeliminowane...

Wstaliśmy bladym świtem koło południa i po zjedzeniu podgrzanych resztek ryb, ponownie na raty, pojechaliśmy na Kołowin. Akurat na jeziorze, z łódki, spinningowali dwaj wędkarze. Nie zwracając na nich uwagi zwodowaliśmy nasz sprzęt i zaczęliśmy łowić. Przez godzinę, może trochę dłużej, złowiliśmy 4 czy 5 szczupaków i kilka okoni. W tym czasie łódka ze spinningistami powoli dopływała do nas. Obaw specjalnych nie mieliśmy, bo ich dwóch, nas czterech - mogą nam skoczyć.

Jednak mogli. Byli to mianowicie porucznik i kapitan z Komendy Wojewódzkiej MO w Olsztynie. Poinformowali nas, że jest to jezioro wydzielone tylko i wyłącznie dla milicji. Zabrali nasze karty i kazali spłynąć do brzegu. Płynąc mieliśmy pewne pomysły, żeby może jakiś mały łomot im spuścić i zwiać, ale koledzy znali moje kłopoty z okresu stanu wojennego, gdzie przez przypadek, w knajpie, znieważyłem na ciele dwóch "smutnych" po cywilnemu i wcale nie poszło o politykę lecz o panienkę. Zresztą gdybym wtedy wiedział, że są milicjantami, to bym nie podskakiwał...

Panowie zabrali nasz sprzęt i kazali zgłosić się za godzinę na komisariat w Pieckach. Na komisariacie zamknięto nas chyba w jedynej celi i czekaliśmy na strażnika PSR. Po jakimś czasie zjawił się pan Aleksander Haineman. I tak poznaliśmy słynnego Zorro. Sierżant, który go przyprowadził do naszego miejsca odosobnienia wstawiał się za nami, aby ten nas puścił, na co usłyszał: "Ty, to się nie wpi.....aj". Kazał nam oddać ponton i kajak jako narzędzia przestępstwa. Odnośnie pontonu, kazaliśmy mu go szukać samemu, a kajak mógł sobie wybrać z ośrodka dowolny. Wyobraźcie sobie, że on naprawdę szukał tego pontonu!!! Nas zostawił w celi, a sam pojechał szukać pontonu w naszym domku i okolicy.

Kierownik ośrodka kajaka mu nie wydał, wiec jak wrócił do aresztu, to zażądał samochodu. Samochód był na szczęście zarejestrowany na ojca kolegi, więc od tego pomysłu z żalem, ale odstąpił. Zarekwirował nam sprzęt, a że nie miał ze sobą bloczków do wystawienia na kolegium, kazał przyjechać nam następnego dnia do siebie na ul. Harcerską w Mrągowie. Nie pomogły nasze tłumaczenia, że tam nie było żadnych tabliczek. Równie dobrze można było gadać do ściany.

Następnego dnia pojechaliśmy do Mrągowa licząc na to, że przyjmie korzyść majątkową i odstąpi od kolegium. Złożyliśmy się po 1000 zł idąc za informacją kierownika ośrodka, który powiedział, że strażnik zarabia jakieś 15000 - 17000 zł. Uznaliśmy, iż 4000 zł to sporo. I ja mu tę kwotę zaproponowałem... W rezultacie, moi koledzy dostali ukarani mandatami po 2000 zł, a ja za próbę jego przekupstwa - kolegium, które "sypnęło" mi 5000 zł.

Do dzisiaj nie jestem do końca przekonany czy zostaliśmy słusznie ukarani. Jakiś czas później rozmawiałem z kimś, kto dobrze znał "Zorro". Okazało się, że gość miał pasję łapania kłusoli i wszystkich łamiących prawo. Gdy kogoś namierzył, potrafił się na niego specjalnie zaczaić i czekać godzinami. Miał owczarka, którego karmił rybami i przed wyjściem w teren nie karmił go. Pies szybko znajdował ukryte sieci czy sznury.

Kilka razy chciano go pobić. Używał wtedy dębowej pały, którą zawsze nosił ze sobą. Niestety, któregoś dnia zatrzymał na wyciąganiu sieci jakąś szychę z Ministerstwa Rolnictwa, ale jemu też nie odpuścił! Ponieważ ministerialny urzędas straszył go, wystawił gościowi wniosek na kolegium...

Nie wiem czy ten dupek grzywnę zapłacił, ale Zorro został przeniesiony ponoć w Bieszczady. Chyba takich ludzi trzeba w PSR. I przyznaję, że po jakimś czasie moja złość, iż musiałem zapłacić kolegium - minęła. Pozostał we mnie szacunek dla takich ludzi.

P.S. A że chciałem dać łapówę? No cóż!? Któż z Was jest bez grzechu...

Sacha

Redagował Sazan







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=238