Piątego zlotu dzień trzeci...
Data: 23-10-2002 o godz. 23:21:51
Temat: Pogawędkowe imprezy


Kalejtański księżyc - scenograf nocnej areny naszych wędkarskich zmagań - toczy się pomału ku strzelistym cieniom drzew na wyspie. Kiedy chowa się za nimi, z głębi puszczy dobiegają odgłosy rykowiska. Godowy rytuał króla augustowskiej puszczy nieomylnie oznacza nadejście jesieni. Dzikie gęsi i żurawie unoszą na skrzydłach wspomnienie letnich upałów. Na tle nieba majaczą sylwetki ptaków, potem długo jeszcze słychać klangor. Kiedy cichnie, już się za nim tęskni. Przyjdzie czekać aż do wiosny.



Sobotni ranek. Trudno wstać. Do późna siedzieliśmy w stołówce przy piwie, dyskutując o strategiach na kolejny dzień. Tym razem chyba każdy popróbował kalejtańskiej ryby. Po piwie z beczki zostało wspomnienie. Rano miałem płynąć z chłopakami na ryby. Widać mocno spałem, kiedy pukali - bo nic nie pamiętam. Wstaję powoli, lustruję kwaterę. Pusto. Wszyscy na wodzie. Budzę więc szybko Esiowe Kochanie. Pogoda niezła, woda spokojna, deszczu na razie nie ma. Komenda wydana: - Miś, płyniemy!


Miś, płyniemy! - fot. Sjs

Kiedy tylko ruszamy od przystani, łódką zaczyna nieźle kolebać. Trafiliśmy na moment, kiedy nasiliły się podmuchy wiatru, a woda trochę wzburzyła. Będzie ciężko łowić. Naszych nie widać. Pewnie znowu pognali na Bawoli Róg. Na swojej skorupce jestem bez szans. Tym się nie da płynąć, kiedy wieje duży wiatr. Znajdujemy więc z Esiowym Kochaniem jedno, drugie w miarę zaciszne miejsce. Monika steruje i podstawia mnie na miejscówki, a ja z zapałem i niezwykłą zaciętością obławiam spad na skraju głębokiej wody i łanów zieliwa. Wypada coś w końcu złowić.


Zaczyna mocno wiać... - fot. Jar-Jar

W tych warunkach łowienie na lekkie przynęty, czy pukanie gumką po dnie nie ma sensu. Bez wahania zakładam więc jedną ze skuteczniejszych kalejtańskich przynęt - wahadłówkę Algę. Na początek numer jeden. Żeby nie przesadzić. Decyzja jest słuszna i nie muszę długo czekać na rybę. Piąty, może szósty rzut i siedzi. Ale już widzę, że to widelec. Zahaczony lekko - więc odhaczam w wodzie. Kilka rzutów i znowu taki sam. Zmieniam blachę na cięższy kaliber. Z dwójką już nie ma żartów. Leci daleko nawet pod wiatr.


...i co gorsza, pada. - fot. Jar-Jar

W pewnym momencie czuję puknięcie w blachę na głębokiej wodzie. Jestem prawie pewien, że to ryba. Rzucam jeszcze raz i siedzi. Chwila walki i szczupaczek leży w łodzi. Ma wymiar bez wątpienia. Jak się potem okazało - 49,5 cm. Na tym kończę łowienie, bo ziąb i wilgoć zaczynają dokuczać. Honorowy szczupak jest. Spływamy w Moniką do kwatery, gdzie niedługo mają podać obiad. Wracają też chłopaki. Wszyscy mają kwaśne miny. Żadnych spinningowych rewelacji. Tylko Filet przywozi szczupaczka. Kaliber ten sam, co u mojego. Podobno jednak Darek coś ciąga na spławik za Bawolim Rogiem.


Filet z Esoxem złowili esoxy, z których potem były filety. - fot. Jar-Jar

Po obiedzie przetasowanie sił i kolejne wodowanie. Tym razem, jako kompan na mojej łodzi melduje się Jaśko. Wiatr trochę osłabł, więc ruszamy w stronę Bawolego Rogu. Dookoła łódki pozostałych zlotowiczów. Zaglądamy do ustronnej zatoczki, którą chwilę wcześniej omija Linek, płynąc pod trzcinową wyspę na okonie. Jaśko próbuje wyrwać jakąś naprawdę wielką sztukę na duże woblery. Akurat opowiadam mu o tym, że stoimy w jednym z lepszych miejsc, kiedy czuję uderzenie. Jaśko mówi, że to kępa zieliwa, bo wymacał ją wcześniej woblerem. Rzucam bez przekonania jeszcze raz, i drugi i... jest! Nie żaden okaz, ale widać od razu, że wymiarowy. I do tego w dobrej formie, bo wykonał kilka efektownych drapaków pod łódkę.

Karpiowy podbierak Jaśka pomieściłby jeszcze i z 10 takich gagatków. Nie mamy miarki, ale mam wrażenie, że na centymetry wyrównuję wynik Sigiego. Później okazuje się, że wśród szczupaków ten mój, o długości 51,5 cm, plasuje się jako drugi. Sigiemu komisja wymierzyła o centymetr więcej. Płyniemy dalej z Jaśkiem trochę trolując. Jednak nic już nie trąca naszych przynęt. Mijamy najpierw Linka, który ma kilka okoni w granicach 25 cm, potem Munia z Yarkiem, którzy trafili trzy króciaki. Wreszcie odwiedzamy Darka, który przy nas holuje kolejnego leszcza. Nieopodal widać też małe stadko leszczy. Siedzą na dużej łódce z silniczkiem.

Na elektrostatku płynie Sigi, Adalin, Marek_b i Jacek_dsw. W pewnym momencie Jacek przyhacza o coś na dnie. Kiedy łódka zatrzymuje się, a Jacek holuje sporą gałąź, po drugiej stronie, tuż za plecami Sigiego na powierzchni wywala się potężne rybsko, którego gatunkowa przynależność do dzisiaj pozostaje tajemnicą. Powoli zwijamy się z wody, bo na wieczór czeka jeszcze moc atrakcji. Na pomoście czeka Filet, który też ma swojego drugiego szczupaka i Kajko, który żadnego z trzech dni łowienia nie wrócił o kiju. Obaj mają podobne ryby - ciut poniżej pół metra. Okazuje się, że trudno trafić rybę ze starszego rocznika.

Po chwili do bazy wraca reszta ekipy. Kiedy przypływa Darek, nikt już nie podziwia naszych szczupaków. Płocie i leszcze Darka nie są może okazami na miarę medalu, jednak wynik, osiągnięty dzięki wędkarskiemu uporowi i cierpliwości, budzi szacunek dla łowcy. Płoć 26 cm i leszcze w granicach 35-43 cm, które wypełniają siatkę, nie pozostawiają cienia wątpliwości, kto jest głównym kandydatem do dyplomu za okaz białorybu.


Połów Darka. - fot. Sjs

Kiedy zapada zmrok, nad wodą trzaska już wesoło ognień. Rozpoczyna się wielka, pogawędkowa biesiada, z udziałem gospodarzy i gościa specjalnego - komendanta wojewódzkiego PSR w Suwałkach - Jerzego Korszunia. Nasz gość szybko zdobywa sobie sympatię uczestników zlotu swoim realistycznym stosunkiem do przepisów, szacunkiem jakim darzy przyrodę, a nade wszystko tym, że jako jeden z nielicznych potrafi przełamać monopol Kajka na wędkarskie bajanie.


Rozpoczyna się wędkarska biesiada... - fot. Sjs


...przy ognisku. - fot. Jar-Jar

W międzyczasie pojawiają się kolejni goście. Tym razem Sylwia i Asknet postanowili nam sprawić niespodziankę i mimo zmęczenia po zawodach w Rajgrodzie zjawili się nad Kalejtami. Wyruszamy z Asknetem, aby uzupełnić zapasy piwa, zaś Kajko i Munio w tym czasie otrzymują poważne zadanie. Opiekają na ogniu prosiaka, którego przygotował dla nas specjalista z Wiżajn. Jak się potem okazuje - prosiak jest wyborny. Docenić trzeba też operatora widelca i noża, czyli Kajka, który nad wyraz sprawnie i fachowo kroił porcje. W międzyczasie, po okolicznych wodach i lasach niesie się gromkie "Sto lat", które śpiewają zlotowicze Yarkowi, z okazji osiemnastki, spędzanej na zlocie.


A oto i nasz prosiak. - fot. Sjs


Który kawałek będzie miękki i nie za tłusty? - fot. Sjs


Każdy jest dobry! - fot. Sjs


Stooooooooo lat! - fot. Sjs

Czas przy ognisku mknie szybko i kiedy wreszcie zaczynamy zbierać się do kwater, dochodzi trzecia w nocy. Rano niektórzy wypłyną jeszcze na ryby, ale większości udzieli się już nastrój wyjazdowy. Trochę smutny, trochę sentymentalny, trochę ckliwy. Ale o tym powie Wam Sigi.

Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=33