Pachnące panienki...
Data: 09-05-2003 o godz. 15:33:56
Temat: Nasza publicystyka



Debiut na PW! Poczytajcie, co kobiety sądzą o nas – wędkarzach...

Dawno, dawno temu, pewnego mroźnego popołudnia jechałam z nieudanego egzaminu do domu. Oczywiście jedynym osiągalnym środkiem lokomocji dla biednych studentów był pociąg. Tego pięknego dnia, w tym uroczym miejscu poznałam pewnego Człowieczka, który stał się częścią mojego życia.

Nie był zbyt rozmowny, ani sympatyczny, na dodatek oprócz ogromnego plecaka trzymał w ręku jakieś nietypowe zawiniątko. Byłam przekonana, że to jakaś broń i że mam do czynienia z myśliwym. Jak się później okazało nie tak bardzo się myliłam. Tak to właśnie zaczęła się moja historia z rybkami.

Z tego wynika, że wiedziałam co robię, wiążąc się z „facetem od rybek”. Byłam świadoma, że pasja jest ważna w życiu człowieka, więc przystałam na samotne weekendy i dzielenie się moim Dżąsem z tymi „pachnącymi panienkami”. Nawet sama próbowałam tej sztuki. Pierwsze połowy skończyły się kłótnią. Złowiłam rybkę, piękną, dużą, a na dodatek byłam szybsza od ukochanego – znawcy. To było przeżycie, gdy wędka się wygięła i poczułam opór „potwora”. Po walkach i mękach ukazała się ona – moja pierwsza rybcia. Oczywiście jako smakosz już w marzeniach widziałam szczupaczka w warzywach. Ale nic z tego. Moje Kochanie stwierdziło: „niewymiarowy, trzeba wypuścić”. Kielich goryczy przelał się, gdy Dżąs złowił szczupaczka, któremu brakowało około 0,5 cm. i oczywiście mimo moich usilnych próśb, by ją trochę naciągnął, szczupaczek znalazł się w wodzie.

Mam też miłe wspomnienia z „moich” połowów. Na Jezioraku wyrywaliśmy sobie wędkę, bo tak brały leszcze. Ale dla mojego małżonka, to były nudy. On woli chodzić kilometrami po rzeczkach, a to nie dla mnie.

Przez długi czas wyjazdy Dżąsa nie były zbyt uciążliwe dla rodziny. Sama często wyciągałam zza zasłonki wędkę i pokazywałam odpowiedni kierunek. Robiłam to, bo widziałam, jak się męczy w mieście, a poza tym gdy zbyt długo nie widział rzeczki, zaczynał „szczekać” (tj. nic mu się nie podobało). Gdy wracał z całodniowej wyprawy, był tak zmęczony, że nie było z niego żadnego pożytku, ale za to mówił ludzkim głosem i był szczęśliwy.

Sielanka wędkarska skończyła się dwa lata temu, gdy na świecie pojawił się potomek (pewnie następne pokolenie poławiaczy). A przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy świadomi tego, że nasze pasje będą teraz uzależnione od przerw między karmieniem. Z dnia na dzień czasu dla siebie mamy coraz więcej. Oczywiście cudowni dziadkowie w tym są niezbędni. Ale mimo wszystko mam takie wrażenie, że to właśnie ja mam trochę tego cennego czasu. Bo tak naprawdę Jarek zawsze znajdował czas na rybki, nawet kosztem wspólnie spędzonych chwil.

Gdy Old_rysiu zaproponował mi napisanie, jak to my małżonki odczuwamy pasje naszych mężów, miałam dylemat, czy napisać jak jestem zła, czy szczęśliwa z faktu bycia żoną wędkarza?

Jestem szczęśliwa, gdy mój mąż jest szczęśliwy, wypoczęty i gdy nie drga mu powieka ze zmęczenia. Pasja wędkarska zrodziła się dużo wcześniej niż miłość do mnie i ja to rozumiem. I ona i ja jesteśmy częścią jego życia – to fakt! Nie ma sensu z nią konkurować, trzeba ją albo zaakceptować, albo wymienić faceta na przykład na szachistę (ten chociaż siedzi w domu).

Ale, na miłość boską, panowie!

Wasze małżonki też mają pasje, które chcą realizować, a jak mają to robić, gdy Wy chcecie wracać z rybek do ciepłych, miłych, czystych domków i najlepiej jak będzie na stole gotowy schabowy z frytkami, surówką i kompocik do tego, a dzieci najlepiej jakby nie przychodziły z problemami właśnie teraz, przecież to Wy jesteście zmęczeni.

Moja rada: docencie swoje kobiety. Mówcie im często, że je kochacie, bo one są naprawdę kochane tolerując Wasze pasje, ograniczając swoje. Zróbcie im niespodzianki: odkurzcie, wypierzcie, czy przygotujcie romantyczną kolację przy świecach, a może kino, zamiast kolejnej soboty z rybkami. A jak już nie możecie wytrzymać bez plusku wody, to zabierzcie swą damę na piknik, ale bez wędek. Wiemy, że jesteśmy ważne dla Was, ale mówcie nam o tym i poświęćcie nam choć tyle czasu co IM – „pachnącym panienkom”.

Dżąsowa







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=333