Towarzyskie Zawody PW – zgłoszenie 9
Data: 17-07-2003 o godz. 09:00:00
Temat: Konkursy


Czytając forum zauważyłem temat dotyczący połowu kleni na owoce. Napisałem kilka zdań w poście. Temat jednak był na tyle szeroki że postanowiłem napisać artykuł poświęcony tej metodzie połowu.



Artykuł to dosyć mocne słowo ale w kilku zdaniach zawarłem to czego nauczyłem się łowiąc klenie na czereśnie, wiśnie i porzeczki na jednej z podgórskich rzek. Tak się złożyło, że tydzień po opublikowaniu tekstu wybierałem się na biesiadę nad Odrą. Pod artykułem w komentarzach, Radwan podpuścił mnie bym zmontował zestaw do połowu kleni i pokazał czy faktycznie można coś na to złowić. Cóż było robić, zestaw przygotowałem, kupiłem czereśnie i nad Odrę.

Pierwsze spojrzenie na wodę nie nastrajało mnie optymistycznie. Woda mętna na tyle, że raczej klenia na owoce złowić się nie da. Czując jednak presję "otoczenia" i chcąc potwierdzić to co napisałem, poszedłem szukać ryb. W Odrze nie miałem żadnego brania. Doszedłem do ujścia Nysy Kłodzkiej i zobaczyłem ciekawe miejsce. Pierwszy rzut i od razu po wpadnięciu zestawu do wody, branie. Chwila walki i 40 cm kleń na brzegu. Ucieszyła mnie ta ryba. Słowa zostały potwierdzone i już spokojnie mogłem szukać kolejnych. Tego dnia nic więcej jednak nie złowiłem.

Drugiego dnia pobytu od razu idę na to miejsce. Niestety, schodząc nad brzeg potykam się i muszę wskoczyć do wody. Jestem ubrany w spodniobuty wiec nie ma tragedii, niestety ryby wypłoszyłem skutecznie. Ale skoro już jestem w wodzie, wchodzę dalej. Zauważam, że około 20 metrów w dół rzeki w wodzie leży małe drzewko. Puszczam zestaw i tuż przed gałęziami mam branie. Zacinam, siedzi. Ryba daje się spokojnie holować. Jednak po chwili zauważam że wychodzi na środek rzeki. Jest już na mojej wysokości i w tym momencie widzę ją pod powierzchnią wody. Nogi mi miękną. Ma około pół metra. Zaczynam udeptywać dno. Pod brzegiem w wodzie jest dużo gałęzi. Łamię je znając upodobania kleni do zaplątywania zestawów w takich miejscach.

Cały czas oczywiście walczę z rybą. Ta bowiem po spokojnym początku zaczyna szaleć. Tak, dokładnie SZALEĆ. Przyzwyczajony do pierwszego odjazdu zaraz po zacięciu ryby a później do spokojnego holu, jestem zdziwiony. Ten walczy zupełnie inaczej - spokojny początek a później walka. Ryba powoli słabnie a ja staram się ją doholować we wcześniej przygotowane miejsce. Trzecia czy czwarta próba kończy się sukcesem. Nie mogę ochłonąć. Wychodzę na brzeg. Idę kilka metrów obok gdzie łowi Dziecko (moja dziewczyna) i pokazuję jej rybę. Zostawiam przy niej cały sprzęt. Przytulam rybę do siebie i udaję się z nią do namiotów, przy których jest reszta biesiadników. Kiedy dochodzę do nich czeka już aparat i miarka. Szybkie zdjęcia, szybkie mierzenie i rybka do siatki. Wracam po sprzęt i razem z Dzieckiem kończymy wędkowanie.


Biesiadny kleń

Wracamy do obozowiska i siadamy w cieniu. Raczymy się schłodzonym, czerwonym (kto wie ten się uśmiechnie, kto nie wie kiedyś na biesiadzie spróbuje) i komentujemy połów. Po około godzinie wyjmujemy rybę z siatki. Jest w dobrej kondycji robimy ostatnie zdjęcia i na spokojnie dokładnie ją mierzymy, wynik to 55cm. Mam swojego medalowego klenia. Teraz już tylko buzi i do wody.

Łowiłem dokładnie na taki zestaw jaki opisałem w artykule [KLIK] czyli: Stary teleskop Germina 4 metry z wymienioną szklaną szczytówką, Kołowrotek Dragon Millenium Fd 830i, z nawiniętymi 150 metrami żyłki o średnicy 0,15mm, przypon z żyłki o średnicy 0,12mm, przynętą była czereśnia założona na malutką kotwiczkę całą schowaną w owocu. Tego dnia (18 czerwca) temperatura oscylowała w granicach 25 stopni Celsjusza, było parno, niebo poprzeplatane było chmurkami, z których co jakiś czas spadało kilka kropel deszczu.

Torque







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=447