Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 3
Data: 29-10-2002 o godz. 16:08:30
Temat: Pogawędkowe imprezy


Tylko dwa tygodnie pobytu na pierwszym wędkowaniu poza granicami kraju, dostarczyło moc wrażeń i sporo tych "pierwszych". Pierwsza ryba i pierwsze wędkowanie na słynnej Rio Ebre - to już mam za sobą. Czas na pierwszego sazana.

[ Od autora: Uwaga - dzisiejszy tekst może być niesmaczny dla "nokillowców", więc proszę się zastanowić przed przeczytaniem.]



Po ogromnych stratach w żyłkach, już wiem, że na rzece tej słuszny będzie jeden wybór - plecionka. Boję się tylko o moje kołowrotki. Po nieudanych holach, mój strasznie trzeszczał i tylko patrzeć jak mogłoby coś strzelić. Z pomocą idzie Roj. Przekazuje mi wspaniały kołowrotek Shimano z wolnym biegiem szpuli. Artur zaś nawija mi plecionkę o wytrzymałości 22 kg. Bez przyponu dowiązuje mi haczyk nr 6. Będę łowił na dwa ziarenka kukurydzy. Dalej już sam montuję zestaw spławikowy.

Głębokości nie są za duże - do 3 m - więc stosuję jednopunktowe zaczepienie spławika 2,4 g, śrucinki ołowiu, stoperki i już można ruszać na spotkanie z sazanem. Kukurydza z puszki o smaku waniliowym jest tutaj najlepsza przynętą.

Na wyprawę jedzie ze mną Roj. Uzbroił sobie podobny zestaw i prócz tego gruntówkę na włos - specjalną karpiową. Ustawiamy sie na wodzie, około 10 m od moczarki kanadyjskiej. Łowimy w kierunku brzegu - tuż pod zielskiem. Silne zestawy gwarantują nam, że ryba nie wejdzie w ten gąszcz.

Dowiązani do wystającego pnia i kotwicy, zaczynamy od nęcenia surową kukurydzą - pod samą moczarką. Roj łowi na czerwone polskie robaczki kompostowe, ja na 2 ziarna kukurydzy z puszki. Przed rozpoczęciem wedkowania, mamy ciekawe zajście. Kiedy wyważałem spławik, aby go zatopić (potrzebna gwarancja połowu z dna), a robiłem to przy samej łódce, podczas wyjmowania zestawu, jeszcze bez przynęty, poczułem silny opór. Na wędce wisiał spory karaś, około 1 kg. Haczyk wbity w pysk . Obaj z Rojem nie wiemy, co o tym sądzić. Plan jest planem - łowimy nie pod łodzią ale pod moczarką.

Mija parę minut i Roj ma branie. Hol i jeszcze większy karaś ląduje w podbieraku. Ledwo wpuszczamy go do siatki, a mój spławik kładzie się na wodzie i daje susa w głębie. Zacinam. Oj, jaki przyjemny ciężar. Ryba chce schować się w gęstwinie zielska, ale ja trzymam ją sztywno - ani centymetra dalej. Plecionka nie naciąga się, kij dosyć sztywny - też nie daje wejść rybie w zarośla. Mocowanie się trwa parędziesiąt sekund i ryba idzie w bok. Powoli pompuję i podciągam ją na siłę pod burty łodzi. Roj trzyma już podbierak w wodzie, jeszcze metr, dwa i widzimy wspaniałego sazana. Walka jeszcze trwa - sazan widzi podbierak i odskakuje to w prawo, to w lewo. Musi jednak skapitulować - Roj sprawnie go zagarnia. Mamy wreszcie sazana. Dzisiaj musimy nałowić ich sporo, obiecałem przygotować "sazana a la Oldi". Dla niewtajemniczonych - to ryba na słodko-kwaśno w rodzynkach, migdałach, miodzie, cytrynie, pierniku itd. Podaje się ją na gorąco. Na całą 17 osobową grupę potrzebuję 17 dzwonków z brzuszka. Czy dzisiejsza wyprawa na sazany będzie aż tak udana?

Nie czekając na nic, zakładam znowu dwa ziarenka i do wody. Roj znowu ciągnie karasia. Widać karaś gustuje w czerwonych kompostówkach. Brawo Roj - zrobimy karasie w zalewie octowej. Mój spławik znowu nurkuje - zacięcie i znowu przyjemny opór. Dwie minuty, może trzy - drugi sazan w łodzi.

Roj na zestaw gruntowy zakłada 3 ziarna kukurydzy na włosie i podaje na granicę moczarki. Układa kij na burcie, i włącza wolny bieg. Drugą wędką tnie karasia za karasiem - coraz większe. Moja wędeczka też nie próżnuje. Po udanym holu przynętę podaję to na lewo, to w środek i zawsze branie i spory sazan w łodzi. Nagle spławik wykłada się i jak zawsze daje nura. Tym razem po zacięciu ryba nie wiadomo dlaczego wyrywa mi parę metrów plecionki z kołowrotka. Wchodzi w to paskudne zielsko i nie daje się wyrwać. Dokręcam jeszcze bardziej kołowrotek - już chyba do oporu. Ryba wygrywa - hak wyprostowany. Jak to? Artur mówił, że to kuty. Roj tylko się uśmiecha. Zawiązuje mi nowy hak - tym razem kuty. Nie mam okularów i haka na plecionce nie zawiąże - dlatego robi to Roj.

Teraz powinna być spora przerwa. Znam się trochę na rybach i wiem, że jak zejdzie ładna sztuka - to koniec łowienia. Zarzucam 5 m w prawo. Roj na uspokojenie otwiera piwko. Nagle łomot na łodzi - gruntówka Roja zajęczała. Zacięcie i ryba w moczarce. Roj niepocieszony, chce zrezygnować z gruntówki. Namawiam go do wiązania następnego włosa. W tym czasie przejmuję jego kijek i zakładam jedno ziarno kukurydzy. Rzut na wprost - w rejon jego łowiska. Od razu branie. Zacinam i ogromny ciężar. Sazan kieruje się w prawo. Odparowuję jego atak na znacznie elastczniejszym kiju. Niestety ryba wchodzi w krawędz moczarki. Trzymam i odciągam ile sił w rękach. Kołowrotek na szczęście nie oddaje plecionki. Wyrywam okaz z zielskiem na otwarta wodę. Parę minut krążenia po łowisku i wreszcie ląduje w podbieraku. Siatka zaczyna pęcznieć od ryb.

Gruntówka Roja już zarzucona. Oddaję mu kijek. Roj zakłada robaczki. Znowu ciągnie karasie. Ja też nie próżnuję. Sazan za sazanem napełnia siatkę. Czas wracać - rzut okiem na połów - jest norma. Z trudem wyjmuję siatkę. Odczepiamy kotwicę i do domu. Sporo będzie roboty z rybami. a i żołądek zaczyna się też odzywać. Trzeba jeszcze przygotować się do zapowiedzianej wizyty poznanych kolegów z Berlina - Cyrana i Seby.

Tego dnia okaże się, jaki ten nasz świat jest naprawdę mały. Ale o tym w następnej części relacji.

Old_Rysiu

P.S.
Największy złowiony sazan miał 3 kg. Chociaż waga ich nie jest imponująca, to siła tych ryb jest niewiarygodna. W przewodach pokarmowych nie znalazłem śladu kukurydzy. Czyżby tak duże stado weszło?







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=45