Ebro 2003 - II Eskapada PW
Data: 06-10-2003 o godz. 15:55:00
Temat: Tu łowię


Od dłuższego czasu zastanawiam się, dlaczego taki wyjazd na ryby jest godny opisania? Przecież równie interesujące mogłoby być wędkowanie na polskich rzekach. Zalew Zegrzyński też kryje w swoich wodach niejednego potwora z wąsami. Są wędkarze, reklamujący sumowe łowiska Wisły, Odry czy Bugu. Obrazi się wędkarz łowiący na Wieprzu, gdy o tamtejszym sumie nic się nie powie. Co dopiero Nida, Biebrza, Narew i inne rzeki...



Daleki jestem od tego, żeby narzekać na rybostan w naszych wodach. Polskie kalendarze wędkarskie, czasopisma, zachęcają do łowienia ryb pod dyktando miesięcy. Na reklamach sprzętu - wędkarze z okazami różnej maści. Eldorado!

Pamiętacie ankietę poświęconą naszemu wędkowaniu? Robiłem analizę i pokazałem w cyfrach - "kim jest wędkarz polski?". Co lubicie najbardziej w swoim hobby? Okazało się, że nie łowienie ryb. Podoba się obcowanie z przyrodą, ucieczka od codziennych spraw, spotkanie w terenie z kumplami, itp. Oto obraz naszego wędkowania.

W takim razie, czy naprawdę pogawędkowych wędkarzy interesuje pobyt malutkiej grupy osób na rybach, 2500 km od miejsca zamieszkania? W jakim celu tak naprawdę jest organizowany taki wyjazd? Sztuka dla sztuki?

Otóż nie. Ja chcę łowić ryby. Nawet oszczędność, żeby wyjechać - jest przyjemna. Po to, by chociaż raz w roku porządnie zająć się swoją pasją.

Pojechaliśmy zatem znowu do Riumar (riu = rzeka, mar = morze). To najlepiej dobrana nazwa do miejscowości. Już nie trzeba dopisywać, że to ujście rzeki Ebro do Morza Śródziemnego. Dlaczego właśnie tam? Dlaczego nie nad samą rzekę, daleko od słonej wody, której sum nie lubi? Odpowiedź jest prosta. Gdzie kolebka sumowych gigantów, tam jeszcze wyższe ceny. Riumar ma też plażę, gdzie chętnie przebywają nasze połowice, podczas gdy my śpimy po nocnej zasiadce, łowimy żywce, czy patelniowe sazany na obiad.

Dzień tam jest zdecydowanie krótszy od naszego w Polsce. Ryb zaś, zdecydowanie więcej. Doświadczenia wyciągnięte z pobytu w zeszłym roku, niewiele nam się przydały. Ebro zmienia swoją twarz bardziej niż Wisła, czy inna nasza rzeka. W zeszłym roku pisałem o kożuchu moczarki o szerokości 15 metrów przy brzegu i bogactwie ryb przepływających wzdłuż jego krawędzi. Teraz moczarki jak na lekarstwo. Większość wody otwarta i znalezienie sazana, czy karasia było sztuką. Zostały zatopione drzewa, które są tam doskonałymi kryjówkami dużych ryb.

Głębokie brzegi nie ułatwiają odnalezienia stad. Zupełny brak słynnych naszych główek, ostróg i mała ilość zatoczek, dających przerzucić się lekkim spławikiem, całkowicie uniemożliwiały czytanie wody według polskich schematów. Pomocną dłoń otrzymaliśmy od berlińskiej grupy Seby i Cyrana, którzy byli tam już tydzień wcześniej. To oni przetestowali wodę i udzielili nam cennych wskazówek. Wiele im zawdzięczamy pod względem rozpoznania rzeki. Dzięki nim odwiedziliśmy zakątki Ebro, odległe od naszych łowisk nawet o 30 km.

Trzy tygodnie szukania miejsca, gdzie powinien uderzyć sum. To nie jest mało. Wystarczyło, aby każdy z grupy miał okazję posiłować się ze swoim okazem. Posiłować się i wygrać walkę. Czy miał on długość 150 cm, czy 200 cm, każdy z nich był piękny i niesamowicie waleczny.

Z całej grupy, tylko Mariusz (Roj) i ja pojechaliśmy na spotkanie z pierwszym gigantem. Z pierwszym w życiu sumem, w którego paszczy mieści się moja głowa. Sumem, dla którego sprzęt musiał być dobrze dopasowany. Sumem, po którym od holu ręce bolą, a nogi trzęsą się jak galareta. Nie pamiętamy dokładnie, jak wyglądał ów pierwszy hol, co robiła ryba i w jaki sposób doprowadziliśmy ją do łodzi. Nie ukrywam, że to właśnie my, dwaj weterani wędkarscy, po zobaczeniu ryby, zwątpiliśmy w naszą odwagę co do włożenia rybie ręki do paszczy przy lądowaniu.


I właśnie Mariusz i ja mieliśmy największe szczęście. Największe, bo nam nie uderzył taki sum, jak Karpiarzowi. Sum, który wędkę 2,70 m o półkilogramowym ciężarze wyrzutu zgiął w czasie holu, tuż przy rękojeści o 90. Takiej siły ani ja, ani Mariusz wykrzesać z siebie nie dalibyśmy rady, nawet przy niewyobrażalnym wzroście poziomu adrenaliny. Sum Karpiarza mierzył 200 cm i chylimy czoła przed "królem sumowym".

Zapraszam do oglądania zdjęć w galerii - one najlepiej będą w stanie przybliżyć Wam te miejsca. W piątek zaś - o godzinie 21:00 zapraszam na moderowany czat, podczas którego odpowiem na wszelkie pytania, związane z eskapadą Ebro 2003.

Old_rysiu



Oto wstęp naszego redakcyjnego kolegi Old_Rysia do opowieści o tegorocznej wyprawie na sumy z hiszpańskiej rzeki Ebro. Woda obdarzyła łowców pięknymi rybami. Więcej o wyprawie będzie można dowiedzieć się w piątek, podczas czatu moderowanego z autorem. - Redakcja.



Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=540