Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 4
Data: 06-11-2002 o godz. 17:16:33
Temat: Pogawędkowe imprezy


Góra z górą się nie zejdzie - jak mawiają - ale człowiek z człowiekiem - tak. Siedzę sobie w łodzi, obok na pomoście Richad uczy się wędkarskiej sztuki. Zakotwiczyłem się tak, aby łowić w tym samym miejscu, udzielając mu rad z daleka. Richad zacina pierwsze ryby. Jest sam na pomoście. Nikt nie pomoże mu podczas holu i podbierania ładnych karasi. Ku mojej uciesze jakoś sobie radzi. Widać u niego zadowolenie.



Pogoda śliczna, ryby biorą, trzeba robić przerwy na piwko. Siedzimy już godzinę. Środkiem rzeki przepływa jakaś łódź. Znowu mnie trochę potrzęsie fala. Przyzwyczaiłem się do tego. Nagle łódź zwalnia i słyszę z oddali:
- Oldi?!
Zdziwiony patrzę - to nie Sazan z Karpiarzem. Nie ma już innej łodzi w naszej ekipie. Prędko jednak odpowiadam:
- Tak, Oldi, a kto pyta?
W tym momencie łódź zawraca i ku mojemu zdziwieniu podjeżdża do mnie. Dwóch nieznanych mi wędkarzy zbliża się z uśmiechem. Dobijają, wyciągają dłoń na powitanie:
- Cyran jestem.
Cyran, Cyran... Tak, był taki na pogawędkowym czacie.
- Z Berlina? - upewniam się.
- Tak z Berlina - odpowiada - a to mój przyjaciel z Angli - Ashley - przedstawia mi kompana. Witam sie i z nim.

- Jak Ty mnie tu poznałeś? - zdziwiony pytam.
- Z fotografii zlotowych - odpowiada - taki kapelusz może mieć tylko Oldi.
Tu mnie rozbroił.
- A gdzie jesteście zakwaterowani? - pytam.
- W Riumar.
- No to w tej samej miejscowości. Jaki ten świat malutki.
Umawiamy sie w naszej kwaterze na wieczonym piwku.
- Tylko do naszych drzwi puka sie nogą - zdążyłem krzyknąć na pożegnanie.
- Nogą? - dziwi sie Cyran.
Młody jeszcze, nie zorientował się w aluzji. Trzeba było wytłumaczyć.

Wieczorem goście dotarli do naszego domku. Nogą zapukali i zaczęła się biesiada. Mówimy o rybach o okolicy i dostaję zaproszenie na połów ryb w morzu, na wedkarskim jachcie. Zaproszenie przyjęte. Nigdy nie łowiłem na morzu.

We wtorek rano, o godz.10.00, zbiórka w porcie wędkarskim. Rano, po śniadaniu, Roj idzie odespać nockę. Artur z Richatem ruszają na sazany łodzią, ja idę do portu. Zabieram kamerę, spodnie wędkarskie, kapelusz, coś na wiatr, okulary, po drodze kupuję kanapki i jestem już gotowy. Przyjeżdżają Seba, Cyran, ich kierowca i czekamy na jacht. Jest jeszcze w morzu, nie wrócił z akcji poszukiwawczej zepsutej jednostki. Pomocnik szypra - pracownik firmy "Gambi" odbiera telefon. Jacht już jedzie, ale fala na morzu nie wróży udanego połowu. Jest propozycja przesunięcia terminu na czwartek - podobno prognozy wskazują ciszę na morzu. Mała narada i przesuwamy termin. No tak, ale co dzisiaj robić? Seba proponuje wyjazd na rzekę ich łodzią. On idzie spać, ale Cyran jest gotowy na taki wyjazd. W samochodzie są potrzebne wędki, akcesoria - tylko jechać. Dostaję sprzęt Seby i od razu wyruszamy. Po 30 minutach ostrej jazdy w górę rzeki jesteśmy na miejscu. Artur z Richatem już łowią na naszej miejscówce. Ryba bierze. Dowiązujemy się obok i montujemy zestawy. Kij karpiowy, plecionka 22 kg, spławik 2,4g, hak nr 6 na kukurydzę. Cyran szykuje zestaw do połowu żywca. Szpulka żyłeczki, mały haczyk nr 12, malutka śrucinka i biały robaczek. Spuszcza to pod burtą i na palec zacina rybki. Miały być płotki - biorą uklejki. Malutkie, takie do 10 cm. Zgniatam im głowki i odkładam na dno łódki. Kto wie - może się przydadzą.

Jakieś 40 metrów powyżej widzę jak moczarka się podnosi i odskakują małe rybki. Co tam może być? Proszę Cyrana, żeby tam podjechać. Dźwigamy kotwicę. Podjeżdżamy i siłą rozpędu wbijamy się w moczarkę. Kożuch gęsty - nie trzeba kotwiczyć. Zdejmuję pospiesznie 3 ziarnka ołowiu i zakładam na haczyk podsuszoną już uklejkę. Nie trzeba daleko rzucać - 10 m i jest na miejscu obok moczarki, na samej jej granicy. Plecionkę układam na moczarce. Cyran może spróbować czy są tu sazany. Ale co się dzieje? Spławik lekko się zanurzył i wypłynął.

- Mam branie - mówię do Cyrana.
- Co ty, to pewno ta uklejka - odpowiada.
- Wysuszona uklejka?
W tym momencie spławik zaczyna nurkować pod wodę. Zacinam energicznie. Siedzi coś ciężkiego. Nie czekam na rozwój sytuacji, od razu pompuję. Opornie idzie i wchodzi do moczarki. Dźwigam na maksymalnym naprężeniu. Widać już spławik. Ryba mieli moczarkę. Na szczęście zielsko jest miękkie i rozrywa się. Łódź zaczyna przesuwać się w kierunku ryby pod wpływem silnego holu. Odległość niewielka, widzę jak prześwituje marmurek między zielskiem. To sum. Na szczęście jest wysoko, pod lustrem wody i tylko moczarka uniemożliwia dokładą obsrwację. Wędkę kieruję na wodę - może go wyrwię z tej moczarki. O dziwo zastaw wytrzymuje. Nie myślę nawet o tym, że może coś strzelić. Kotłowanie suma w moczarce powoduje rozrzedzanie się jej. Nagle ryba dostaje się na otwartą wodę. Cyran już trzyma wielki podbierak w wodzie.

Na siłę podprowadzam suma nad podbierak. Cyran podbiera. Ryba jest w siatce! Wyjmujemy ją do łodzi. Radość i okrzyki. Cyran kręci film moją kamerą. Niestety bezskutecznie - właśnie skończyła się kaseta. Co za pech. Cyran wyjmuje kamerę Seby. Filmuje mojego suma i mnie. Na drugiej łodzi obserwują wszystko Artur z Richatem. Cykają foty - z takiego daleka. Emocje opadają - to drugi sum z naszej eskapady. Pierwszego złowił Richat - małego brzdąca, ale suma. Inni mieli na kijach już olbrzymy, ale tamte nie pozwoliły się wyjąć. Podpływamy do Richata - sesja fotograficzna. To mój pierwszy w życiu sum. Jestem szcześliwy.

W czwartek jestem w porcie znowu o 10:00. Jacht czeka na nas. Szyper ma złe wieści - nadal jest fala i ryby nie będą brały. O innym terminie już nie może być mowy. Trudno siadamy. Dwa 125-konne silniki wyprowadzają nas w morze. Po 40 minutach na pełnym morzu echosonda podaje zagłębienie do 20 metrów. Widać ryby, ale nieaktywne. Troling z cefalami trwa 5 godzin - bezskutecznie. Morale wędkarzy jednak jest wyjatkowo dobre. Właśnie minionej nocy Seba złowił wielkiego suma a Cyran dwa mniejsze. Na dodatek byliśmy tam w trzy łodzie. Pierwsza nasza - Roj i ja, 20 m dalej druga - Sazan z Karpiarzem, a na końcu, 30 m za drugą - Seba z Cyranem. Tylko oni mieli brania i tylko oni złowili sumy, ustanawiając wynik 3:1 - Eskapada kontra Berlin. Foty są już w galerii fotograficznej na naszej stronce. Film już przygotowany i tylko patrzeć jak zawiśnie w dziale "Ściągnij pliki".

Dziękuję Sebie za zaproszenie mnie na pierwszy połów na morzu. Chociaż nic nie złowiliśmy, to jednak zobaczyłem sprzęt i metodę połowu zupełnie nową dla mnie. Dziękuję Karpiarzowi za możliwość pojechania na tak wspaniałe dla mnie wakacje, załatwianie domków, łodzi i przewodnictwo po tych wodach. Dziękuję Rojowi za luksusowy przejazd 5.000 km jego samochodem. Dziękuję wszystkim uczestnikom wyprawy, za wspaniałą atmosferę i pomocną dłoń w każdych warunkach.

Za rok jedziemy znowu. Jest już wystawiona lista. Mogę tylko powiedzieć, że przyjemność tamtego wędkarstwa nie może być przeliczana na żadne pieniądze.

Wasz Old_Rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=55