Sitcom nr 2 - część 3
Data: 20-10-2003 o godz. 11:30:00
Temat: Bajania i gawędy



Tak blisko, a jednak tak daleko. 8–10 m - jak to przeliczyć na czas holu, który mi jeszcze pozostał? Wykończony psychicznie jak i fizycznie zastanawiam się, ile jeszcze pozostało siły sumowi, który tak dzielnie walczy od blisko półtorej godziny. Czy posiada on jeszcze wystarczająco dużo siły na kolejny odjazd? Mam nadzieję, że nie, bo nie wiem jak on, ale ja chyba skapituluję…

Chyba zdecydowanie osłabł, bo idzie jakby lżej albo ja już nie czuję siły ryby. Kapelusz mam cały przemoczony, gdyż pot zalewa mi oczy spływając z wysokiego czoła. Mimo to dostrzegam cień na wodzie. Nie tylko ja spostrzegłem cień ryby i gotującą się z lekka wodę. Tłum gapiów również wskazuje palcami, a zza pleców dobiegają mnie pojedyncze wyrazy zdziwienia. „O, kur...” to jedno z najczęściej powtarzanych, może niezbyt wymowne, ale coś mi się wydaje, że sam bym tego lepiej nie ujął. Już blisko, jeszcze jakieś 5 m do brzegu.

Krzycho wchodzi do wody w woderach, aby podebrać suma, ale nawet maksymalnie wyciągnięty jeszcze nie może go dosięgnąć. Staram się odzyskać choć kilka centymetrów żyłki - powoli zwiększa się jej zawartość na szpuli kołowrotka, a i odległość ryby do wyciągniętej ręki Krzycha się zmniejsza. Czas jakby zwolnił; wydaje się, że sekunda trwa godzinę - powoli kręcę korbką kołowrotka. Gdy już zbliża się nieunikniona chwila podbierania, co chwilę dobiegają mnie głośnie podpowiedzi wędkarzy - „fachowców”. Staram się to wszystko ignorować i skupiam się wyłącznie na holu.

- Jeszcze 10 cm, dasz radę! – krzyczy Krzysiek wciąż stojący z wyciągniętą ręką w wodzie.
Niespodziewanie dzieje się coś dziwnego. Sum sam podpłynął do Krzycha, a przynajmniej tak czuję na wędce. Już gdzieś w oddali słyszę pojedyncze oklaski, które wywołują uśmiech na mojej mokrej twarzy. Wzorując się na wzroście Krzyśka, który mierzy sobie ładnych parę centymetrów, staram się ocenić długość ryby i coś na moje skromne oko wychodzi, iż dużo większy to on nie jest od suma. W chwili, gdy dłonie Krzyśka wędrują do paszczy suma, słyszę jęk hamulca kołowrotka. Zaciskam dłonie na wędce, żeby mi jej z rąk nie wyrwało. Patrzę na wodę, bo to, co się właśnie dzieje, jakoś do mnie nie dociera. Krzysiek w wodzie – cały. Ręce ma tylko lekko zakrwawione, z jego oczu bije przerażenie.

- Widziałeś jak odjechał? - mówi drżącym głosem Krzysiek.
Ogłupiałem wzrokiem patrzę na niego i na żyłkę, która w końcu przestała schodzić z kołowrotka. Jeszcze do mnie nic nie dociera, serce wali jak szalone - chyba zaraz dostanę zawału.

Stoję w bezruchu chyba dobrą minutę, ściskając ile sił w rękach wędzisko. Wciąż nie mogę sobie wyobrazić, skąd ten sum, do jasnej cholery, miał tyle siły, żeby jeszcze tak daleko popłynąć? Zza pleców słyszę zbliżające się kroki, jeden ze spinningistów klepnął mnie po ramieniu.

- Masz, zapal sobie, jeszcze nic straconego wciąż masz go na kiju - mówi wkładając mi do ust odpalonego papierosa.
- Dzięki - zaciągam się dość mocno, jakbym 2 dni nie palił.
- Gdzie poszedł? - pytam go.
- Siedzi znowu w nurcie. Mógł go ten twój znajomy najpierw uderzyć dłonią w pysk, może nie byłby teraz taki mokry, a na pewno miałby całe dłonie.

”Co prawda to prawda” - mówię sam do siebie patrząc na przemoczonego Krzyśka, który już doszedł do siebie i nie zwracając uwagi na przemoczone ubranie mówi:
- Pompuj stary, pompuj. Jeszcze raz spróbuję podebrać, może teraz się uda.

Resztkami sił zaczynam pompować od nowa. Sum idzie jak duża, ciężka „szmata”. Już nie ucieka, już się skończył jego repertuar sztuczek. Coś czuję, że po tym holu zakończę łowienie - po takiej walce nie będę w stanie zestawu zarzucić, nie mówiąc o ewentualnym holu kolejnej ryby jakichkolwiek nawet rozmiarów.

Jeszcze 20 metrów…
Już tylko 15 metrów…
Niecałe 10 metrów, coraz bliżej i bliżej…

Krzysiek stoi przygotowany z wyciągniętą ręką dosięga suma i stara się go lekko podsunąć do siebie, aby mógł ponownie włożyć kciuki do paszczy smoka. Mija już druga godzina, od kiedy stoję z wędką w ręku. Sam się dziwię, skąd wziąłem w sobie tyle siły i determinacji, aby się zmierzyć z tym potworem. Nigdy bym nie przypuszczał, że ryba może mieć w sobie tyle siły.

- Popuść trochę żyłki – słyszę Krzyśka, który już włożył kciuki w paszczę suma. Temu jednak się to zbytnio nie podoba, bo zaczyna się dziwnie wić na boki. Cóż za zabawny widok - ciało Krzyśka przypomina właśnie trzepoczącą chorągiewkę na wietrze. W chwili, gdy Krzychowi udaje się suma dowlec do brzegu, bo lądowaniem nie można tego nazwać, rozlegają się oklaski. Nie mogę zaprzeczyć, że stoję dumny jak paw. Nawet łzy mi się lekko zaczynają do oczu cisnąć. Sam nie wiem, czy ronię choć jedną, ale na pewno czuję, jak spływa mi po policzku kropla łzy lub potu. Co chwilkę ktoś podchodzi i uściskiem dłoni gratuluje wspaniałej ryby. Niewątpliwie jest to największy sum, jakiego udało mi się złapać. Towarzyszący koledzy nie mają na swoim koncie takiego okazu. Adam – mój sąsiad - biegnie po metrówkę i wagę, nie zapomina też przynieść piwka. Sum leży nieruchomo na piaszczystej plaży, widać ma już wszystkiego dosyć. Zaczynamy go mierzyć od głowy - pierwszy metr, a końca ryby nie widać…

Adam postanawia zrobić znaki na piachu znaczące początek głowy i koniec ogona, odstawić suma na bok i dopiero zmierzyć, jaka jest odległość między narysowanymi kreskami.

Na naszym stanowisku zbiera się coraz więcej gapiów. Skąd ich się tu tyle wzięło? Zaczynamy pomiar suma - 189 cm. Nie ma dwóch metrów, a wygląda na trzy. Ktoś przynosi wagę; TNT Fishing scale 50 kg, eleganckie etui i wykonanie wzbudzają zaufanie. Skoro ważyć, to tylko takim cackiem.

Zakładamy na chromo-niklowe haki suma, za dolną szczękę. Drugi hak przewieszamy przez solidny kij grubości 5 cm. Teraz dwóch wędkarzy-gapiów ma okazję dźwigać drąga z moim sumem. Sum unosi się majestatycznie w górę i wszyscy patrzą na podziałkę. Wskazówka przekracza skalę. A więc ryba waży więcej niż 50 kg, więcej niż 110 lbs.

Jesteśmy już bardzo zmęczeni. Nie tylko już holem, ale też całym tym zgromadzeniem. Oj, żeby już wszyscy sobie poszli. Krzysiu patrzy na mnie, jakby chciał zapytać: "I co teraz?". Nie wiem. Pierwsza myśl, jaka mi przychodzi do glowy, to wypuszczenie suma na wolność.
- Krzysiu, darujemy mu życie. Wypuszczamy - dosyć donośnym głosem informuję zgromadzonych.
- Wypuszczamy?- trochę dziwi się Krzychu.
- No, jasna sprawa. Jak takiego olbrzyma zabierzemy? Już i tak jest nas pięciu w samochodzie. Chcesz dołożyć jeszcze jednego gościa? - z uśmiechem kwituję pytanie.
- Chyba masz rację, trzeba będzie wypuścić.

Podchodzi do nas jeden z wędkarzy.
- Panowie - mówi nieznajomy wędkarz. - Ten sum już nie nadaje się do wypuszczenia. Zbyt długi hol spowodował przemęczenie mięśni. Wydziela się kwas mlekowy, który i tak zabije go w wodzie. Wypuszczając go nie pomożecie mu. Jedyna rada, jaką Wam mogę teraz dać, to zabicie go.
Słucham tego i nie mogę uwierzyć. Jak to, nie można już wypuścić ryby? Co tu robić? Kto zabije takie bydlę?

Za zakrętem, na którejś główce siedzą jeszcze Zenek i Bartek. Pewno nic nie wiedzą o naszej rybie. Zenek już niejednego kolosa powalił, dla niego to fraszka. Mieliśmy się spotkać przed wieczorem, ustalać dalszą strategię. Ale gdzie tam teraz jeszcze myśleć o wieczorze?

Nieznajomy wędkarz podpowiada nam, jak zabezpieczyć suma. Mamy na szczęście w samochodzie linkę holowniczą - gruby sznur. Wędkarz pomaga nam związać suma. Przeprowadza linkę pod płatem skrzelowym i zamyka karabinek na lince. Teraz wpuszcza suma do wody i zawiązuje drugi koniec do wystającego pnia drzewa. Chociaż cała ta akcja nie wygląda apetycznie, to jednak wędkarz zapewnia nas, że to jedyny słuszny sposób na przetrzymanie tak olbrzymiego suma.

Sum jest już w wodzie i towarzystwo powoli zaczyna się rozchodzić. Ale mamy bałagan na stanowisku - poprzewracane podpórki, wędka w piachu, pełno niedopałków papierosów, nawet opakowanie po słoneczniku, nie mówiąc już o słonecznikowych łupinach.

Siadam na stołeczku. Zrobiła się cisza. No, nie całkiem. Ktoś tam z krzaków woła na mnie: "Zofijo - chodź na piwo"…


Koniec


Autorzy sitcomu:
Esox, Jacek_dsw, Linisko, Old_rysiu, Rumun, Sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=563