Ryba na dyżurze
Data: 22-10-2003 o godz. 08:15:00
Temat: Bajania i gawędy


Jesiotr napisał:

Mam dość. To już trzecia wyprawa na żwirownie i żeby choć przezroczysty „pasiak”. Nic. Telefon do Darka: - To co, kolego, robimy dyżurkę?



Dyżurka, to miejsce gdzie niemal zawsze coś się dzieje. Co prawda rozmiary ryb nie powalają z nóg, ale przynajmniej nie zapomni się jak wygląda ryba. Pewnie każdy z Was ma coś takiego pod bokiem. U mnie nazywa się „to” Jezioro Złotnickie.

Parę lat po tym, jak w 1901 r. przegrodzili Kwisę koło Leśnej tworząc zbiornik (obecnie suchy) Czocha, niemieckie władze wpadły na pomysł, aby jeszcze raz przyłożyć rzece i przegrodzić ją kolejną zaporą. Obecnie funkcjonują dwie nazwy tej wody: Karłowice (od wsi, gdzie wpada Kwisa do jeziora) i Złotniki (ponoć wydobywano na tym terenie kiedyś złoto). Rozmiar jeziora oficjalnie wynosi 125 ha, ale po spuszczeniu Czochy poziom wody radykalnie się obniżył i przypuszczam, że obecnie nie ma nawet 100. Jeszcze do niedawna jeździłem tam od strony Gryfowa, gdzie rzeka wpływa do zbiornika i zaczynałem spacer ze spinningiem w kierunku zapory, ale wspomniane obniżenie spowodowało, że jest tam trochę za płytko. Wędkowanie więc zaczynam teraz od tamy (oczywiście w odpowiedniej odległości), a że miejsce jest dość rybne nie szwendam się jak kiedyś kilometrami.
Tyle tytułem wstępu.


Jak na zaporówkę w terenie podgórskim spinningowanie z brzegu jest dość wygodne. Wzdłuż jednego i drugiego ciągną się ścieżyny. Tylko bliżej zapory, akurat tam, gdzie z Darkiem ćwiczymy stada okoni trzeba bardziej uważać. Ale to i tak autostrada w porównaniu z Pilchowicami, gdzie o utratę zdrowia, podczas połowu z brzegu nietrudno. Najczęściej zaczynamy od miejscówek naprzeciw tamy (tama jest na zakręcie) i odbijamy w prawą stronę (od zapory). Muszę zaznaczyć, że kto dobrze nie zna tego łowiska, a nawet w ogóle całego zbiornika, powinien przygotować się na solidne rwanie. No, chyba, że łowi w toni, co wcale nie jest głupim pomysłem, o czym później. Wystarczy zadrzeć głowę do góry, by ujrzeć potężne korony dębów. Nawpadało do wody tyle gałęzi, że czasami wygląda to jak zasieki na poligonie. Parę wypraw i mamy już namierzone co większe konary. W tym miejscu trudno mi metr po metrze je przedstawić. Teraz jest niski stan wody i niekiedy korony wystają znad lustra.


Jezioro ma podłoże żwirowato-kamieniste. Brzegi, to przeważnie rumowiska bazaltowe. Tak jest również tam, gdzie teraz łowimy. Między średnim tłuczniem trafiają się czasami olbrzymie, kilkutonowe głazy. Są też podwodne skały, które niekiedy da się wypatrzyć z wysokiego brzegu. Nie muszę dodawać, że biesiadują tam watahy okoni. Idąc dalej wzdłuż brzegu dojdziemy do „wypukłego” zakrętu. To jedno z głębszych miejsc, które możemy sięgnąć z brzegu. Przy odrobinie szczęścia trafimy tu na dużą rybę. Dziwne to miejsca, bo z tego samego łowiska można złowić 30 cm, a chwilę później 2-3 kilowego sandacza. Słyszałem też o zapiętym sumie. Dalej pod kątem prostym brzeg odbija na zachód. Na tej prostej, mimo braku szczególnych kryjówek wydłubuję czasami całkiem okazałe okonie.


Wchodzimy na teren ośrodka „Turów”. Nikomu nie przeszkadza, że się z Darkiem pałętamy, więc można iść śmiało. W lecie raczej odpuszczam sobie to miejsce (choć nie zawsze), bo tłumy ludzi skutecznie wypłoszą wszystko co żywe, lecz w pozostałych porach roku to stały punkt programu. Nie dość, że stały, to jeszcze pewny. Teraz, przy tak niskim stanie wody jest trochę dziwnie, ale gdy poziom jest w miarę stabilny, to pływa tam na beczkach pomost w kształcie prostokąta. Tworzy on spory, jeziorowy basen.
Pod beczkami i w samym basenie kręcą się „pasiaki”, niezłe klenie i jazie. A gdy letnim wieczorem ludziska zwiną się z basenu na "zmąconą stołówkę" wpływa szarańcza okoni. Darek kiedyś nie wytrzymał i miotał gumą nawet pomiędzy kąpiącymi się i o dziwo gryzło mu silikon.


Idziemy dalej. Kilkanaście kajaków i rowerów wodnych przywiązanych do brzegu daje schronienie stadom okoni. Oby tylko nikt nie stukał i pukał po łajbach. Dlatego miejsce pewne jest raczej w pochmurny dzień. No i teraz, gdy aura skutecznie wypłoszyła miłośników wypoczynku nad wodą. Teraz to prawdziwy cymesik. Ostatnio co prawda jeździmy w te miejsce z odległościówkami, ale i spinning bywa przydatny.


Są tutaj dwie zatoki, do których wpływają strumyki.Tam gdzie się łączą jest 8-9 metrów. Na tym łączeniu jest cypel ze skały. Należy tu warować i obłowić je dokładnie, a siatka zrobi się naprawdę dość ciężka. Jak nadmieniłem teraz łowimy tam z Darkiem na spławik. Matchówki 4,2 metra, żyłka 0,14, przypon 0,10. Przynęta, to albo 2 białe, albo bułka, ale też często pasta ochotkowa „Mystic”. Zanętę (Kremkus „Płoć” z tartą bułką) kładziemy właśnie na „ósemce” i bywa, że nie można się opędzić od brań. Płocie są średniej wielkości, ale trudno znaleźć w okolicy miejsce, gdzie intensywniej jesienią zagryzałyby karpiowate! Czasami zostawaliśmy do zmroku i wtedy, zakładając najpierw świetliki, łowiliśmy po kilka niezłych leszczy. Zostawmy jednak białą rybę.


Po drugiej stronie brzegu w zatoce rok temu trafiłem jednego z większych, złowionych przeze mnie w tym zbiorniku - „pasiaka”. Miał 37 cm i wziął na małego paprocha, podanego na cienkiej żyłce. Walka była przednia. Po minięciu zatoki zaczyna się jedna z lepszych prostych. Patrząc na strome brzegi mogłoby się wydawać, że jest tam głęboko.
Nic bardziej złudnego. Choć są strome spady, to jednak wypłycenia, które niechybnie namierzymy, są bankową stołówką ryb. Nie piszę okoni, bo i szczupaki tam też urzędują. A nawet jednego sandacza, choć był niewielki, też tam wyjąłem. Ze szczupakami, to jest loteria.
Jak zapnie się z boku pyska, to jest szansa na jego wyjęcie. Ale często przecina też żyłkę.
Z kolei, gdy założymy przypon z kewlaru czy wolframu, to zapomnijmy o okoniach.
Gadzina za nic nie chce wtedy dziubać. Niejakim wyjściem jest obłowienie miejscówki przynętą z przyponowym zabezpieczeniem i gdy wyłowimy już wszystkie szczupaki (albo i żadnego, co częściej się zdarza) dopiero miotamy, że tak powiem, gumę bez zabezpieczenia.
Ale proszę się nie dziwić, kiedy zdejmiecie przypon, to właśnie wtedy „kaczodzioby” zapragnie pożuć trochę silikon. Co też niżej podpisanemu, ku jego zdenerwowaniu się zdarzało.

Dalej, zaniecham już opisowego przybliżania miejsc, bo brzeg ciągnie się kilometrami i łowisk tam multum. Zatoki, głazowiska, zwalone drzewa. Słowem - cudo! Ale jeżeli przyjedzie tu ktoś pierwszy raz, niechaj skupi się na początek przy miejscówkach okołotamowych.
Lepiej dokładnie je rozpoznać, niż w biegu obławiać długie partie. Może następnym razem bardziej naświetlę oba brzegi. Parę lat temu Tomasz Rudomina, mieszkaniec Gryfowa
i swego czasu dziennikarz „Wędkarza Polskiego” w miarę dokładnie opisał ten zbiornik. Spotkałem go kiedyś nad wodą. Bardzo sympatyczny facet. Już chyba nie pisze do WP. Może kiedyś się na niego natknę, to sobie pobzdurzymy... Ale nie o tym dzisiaj.

Odcinek, który opisałem spokojnie wystarczy, by wypełnić nim jesienny dzień.
Jeśli trafimy na dobre żerowanie, to dane nam będzie złowić ilości idące w dziesiątki (Tomek kiedyś przerzucił ponad setkę). Ale łowisko to staje się nieocenione, kiedy nigdzie indziej ni nawet skubnięcia. Jak na Dolnym Śląsku bezrybie, to na Złotniki szturm czas przypuścić. Tutaj, jak napisałem na wstępie, dyżur zawsze trzymają. No dobra, przyznam się, co do wielkości. Jak również napisałem, nie połamią nam wędki. Takie średnie dwudziestki. Bywa, że się uczepi wataha mniejszych. Co tam mniejszych, kiedyś od jazgarzy opędzić się nie mogłem (tak właśnie - na spinning). Ale z kronikarskiego obowiązku przyznaję, że i dziesięć sztuk takich po 25 cm łowiłem w kilkanaście minut. Niekiedy dla uciechy oka jeden z drugim zbliży się wymiarem do 30 cm. Ale to już takie małe święto. Proszę wierzyć, po tygodniu bezrybia na innych wodach, wożenie złotnickich okoni na cienkich żyłkach to wielka frajda. Przynajmniej dla mnie i dla kumpla Darka.


Teraz kilka słów o sprzęcie. Obydwaj z towarzyszem D. łowimy na te same wędki. Są nimi kije Mikado Light Destroyer 2,7 metra i c.w. do 10 g. Generalnie nie przepadam za wklejankami, ale ta jakoś mi leży i co ważne, na okonia jest wyborna. U dołu przy kołowrotku gruba jak teleskop, a na szczycie pickerowa końcówka. Jak nawet „pasiak” powącha przynętę, to widać to na szczytówce. Żyłka 0,14 albo 0,16. „Dwunastka”, albo nie daj Panie Boże „dziesiątka”, to zero szans wyjścia z zaczepu, nie mówiąc o dwukilowym szczupaku. Gumy stosujemy małe, 3 cm paprochy motor oil (z brokatem lub bez).
Główki różne. Zależy od głębokości łowienia. Ale raczej niewielkie (nawet mormyszki). Kolega z kolei namiętnie ćwiczy boczny trok, 3-5 g oliwka i hak muchowy. Ma efekty. Mimo, że czasami też majtam trokiem, wolę jednak standard. Na głębinach rzucamy wzdłuż brzegu (sporo zaczepów, ale są rezultaty). Na wypłyceniach - classic - opad albo skokami. Czasami jednak, gdy jest trochę słońca, okonie stoją pod powierzchnią - metr do dwóch pod lustrem wody. Bywa, że ze czterdzieści metrów od brzegu. Jak je tam namierzymy, to jazda jest przednia. Siadają rzut za rzutem. Kiedyś w ten sposób Darek złowił stado krasnopiór i przyklepał to niezłym kleniem.

Denerwującym jest trochę widok przewalających się ponad wodą sumów.
Trudno powiedzieć jak wielkich. Tworzy się tylko wir, jakby koń wpadł do wody. Pamiętam, jak parę lat temu miejscowy z Gryfowa siłował się z wąsatym. Kibicowałem mu półtorej godziny, później już musiałem się zwijać. Po kilku dniach dowiedziałem się, że jednak nie dał rady. Chyba ze trzy godziny z nim jeździł. Ale przyznam się, że poznałem też wędkarza, który zgłosił do prasy (Wędkarz Polski) złowionego koło Karłowic suma, którego waga przekroczyło czterdzieści kilogramów.
Wracam do tematu. Łowiąc na paprochy raczej suma nie zapniemy. Nawet jeżeli - to sprzęt nie ta kategoria wagowa. Przekonałem się o tym jakiś czas temu. Łowiąc okonie z wysokiej skarpy, widziałem jak atakują gumę. Gdy tylko wypływała z głębiny na płyciznę, trzepały w nią aż miło. Zabawa jak się patrzy. Raz jednak zrobiło się zamieszanie i mignął mi jakiś biały około metrowy kształt. Ale nie wpłynął na płyciznę, tylko zawrócił. Parę rzutów i znów biały kształt. Tym razem zassał paprocha. Moja robota polegała tylko na obserwacji znikającej czternastki z kołowrotka. Ruszyć się nie mogłem, bo z jednej i drugiej strony krzaki. No cóż, wyciągnął, co miał wyciągnąć, podkład i poszedł sobie. Nawet nie byłem tak bardzo zły, bo żyłki na kołowrotku było dużo, więc sporo czasu by się oswoić z myślą utraty ryby. Do dziś nie wiem, co to było. Główkowałem sporo, ale nie przychodziło mi nic sensownego do głowy. Bo nawet tak niedorzeczne myśli, jak np. boleń właziły mi do łba. Najbardziej pasuje sandacz. Ale skąd sandacz jesienią, w środku dnia na metrowej wodzie? Takie właśnie zagadki sprawiają, że wędkarstwo jest jeszcze bardziej fascynujące.


Na zakończenie dodam, że łowiska koło tamy mają jeszcze jedną wielką zaletę.
Dojazd tutaj jest tak wygodny, że chyba bardziej być nie może (trasa między Gryfowem a Leśną, skręt wskazuje tablica ośrodka „Turów”). Luksusowa knajpa, hotel i domki campingowe (ale ceny nie są tragiczne: 5-osobowy kamping o wysokim standardzie można już pożyczyć za 100 zł). Piwo z uwagi na Niemców zawsze jest świeże (4 złote). W lecie ewentualną „lepszą połowę” można zostawić nad czystym basenem (w kafelkach - nie ten w jeziorze). Do tego prysznic, leżaki i plaża dla dzieciaków. Wyżej w wyremontowanym zamku jest sauna, jacuzzi i inne bajery wystarczająco atrakcyjne, by mogły zająć połowicę na tyle, aby nam nie przeszkadzała.

Wspominam o tym dla porządku, bo oprócz zimnego piwa w restauracji nie korzystam z innych uciech. Bo jak można zajmować się grillowaniem własnego ciała, kiedy być może „pasiaki” właśnie stroszą płetwę grzbietową przed atakiem na wesoło pluskający się drobiazg? Nie da się!

Ale się porobiło. Po tym pisaniu chęć zbiera się we mnie szczera. Jadę. Znaczy się - jedziemy. Gdzie jest telefon? O jest... Tylko odbierz...

- Witaj Darku. To co, robimy dyżurne? Super. Za pół godziny jestem gotowy.

Nie ma co, dobry chłop ten Darek. Bardzo dobry chłop.

Daniel „jesiotr” Grygorcewicz







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=565