Polowanie na metrowca
Data: 21-11-2003 o godz. 12:45:00
Temat: Spinningowe łowy


Wyjazd zaplanowany mieliśmy od tygodnia. Plany popsuć mogła jedynie pogoda. Nie nastawialiśmy się na nic konkretnego, chcieliśmy tradycyjnie popływać łódką i pospinnigować, tym bardziej, że mogły to być tegoroczne ostatki, ale...



W tygodniu, jak zwykle w wolnej chwili siedziałem na necie. Zgadałem się z kolegą na Gadu-Gadu, który łowi na tym samym łowisku, że jadę w najbliższą sobotę. Opowiadaliśmy sobie nawzajem o ostatnich doświadczeniach na tej wodzie. Wymienialiśmy się wspomnieniami i doświadczeniami, ba! nawet wymieniliśmy się fotami zrobionymi w tym miejscu ostatnimi czasy. W pewnym momencie zorientowałem się, że podświadomie rozmowa obracała się wokół pewnego wątku. Otóż słyszałem, że wiosną rybacy na wodzie, której temat dotyczy postawili żaki, nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że zostały one podarte. Analiza właścicieli wykluczyła całkowicie wandalizm dokonany przez wielbicieli rybołówstwa a stawiała w gronie podejrzanych zwierzę, a dokładniej rybę zamieszkującą powyższy akwen.

W okolicach miejsca gdzie była wcześniej sieć spławikowcy i gruntowcy mieli także niesamowite przygody. Zdarzały się przypadki ataku drapieżnika na holowaną zaciętą rybę typu płotka czy wzdręga. Nic by nie było w tym dziwnego wiadomo zdarza się, ale te miały wyjątkowo agresywny charakter. Ataki kończyły się najczęściej urwaniem zestawu poprzedzonym potwornym ciężarem na końcu wędki. Wędkarze opowiadający o tym jedyne, co pamiętają to siłę i energię, jaką czuli na końcu wędki. Ba! Próbowano łowić w rejonie na zestawy żywcowe i niejednokrotnie we wspomnianym miejscu widziałem zakotwiczone łódki, zarówno ze spinningistami jak i łowiącymi na żywą czy martwą rybkę. Oliwy do ognia dolała ostatnia wizyta kolegi na jeziorze, podczas której zaobserwował naocznie potwornie wielką rybę buszująca w trzcinie za drobnicą. Chcąc nie chcąc, nic innego to nie mogło być jak szczupak i przyjmijmy, że miał przynajmniej 100 cm długości. Wierzę, że miał więcej, ale nie odważę się tego twierdzić, aby nikt nie wysłał mnie do sklepu po przedłużacze do rąk.

Pełen nadziei i marzeń wstałem w sobotę rano o 4:00. Nic innego mi się w nocy nie śniło jak hol metrowego a może i dłuższego szczupaka. Podczas przygotowań do wyjścia z domu oczywiście też o niczym innym nie myślałem. Zastanawiałem się jak to opowiem Kuncie, aby uzyskać jego akceptację i aprobatę do pomysłu polowania na metrowca. Nad wodą byliśmy o 6:30. Jezioro przywitało nas mglistym powietrzem, zimnem i wiejącym lekkim wiatrem. Po zwodowaniu łódki z racji pełniącego obowiązki sternika skierowałem nas w obszar domyślnego pobytu szczupaka. Jezioro znałem raczej dobrze i nie miałem problemu z lokalizacją miejsca, o którym myślałem non stop przynajmniej od tygodnia. Po cichym zakotwiczeniu zaczęliśmy czesanie wody. Wszystkim, czym mogliśmy sprowokować szczupaka do brania. Stawaliśmy bliżej brzegu, dalej, łowiliśmy głębiej, płycej, wszystko bez efektu. Penetrowaliśmy obszar intensywnie i z dokładnością jak nigdy w życiu. Kunta poinformowany wcześniej o moim pomyśle, jedynie przed jego zaakceptowaniem spojrzał mi głęboko w oczy. Podobno jedynie, co w nich widział to była desperacja. Tak walczyliśmy ze swoimi marzeniami do godziny 13. Tak zrytego miejsca przynętami chyba nie było na całym jeziorze. Łowiąc tam poznaliśmy dno dokładnie jak nigdzie indziej. Teraz jestem w stanie z dokładnością do metra lokalizować wszystkie przeszkody i zaczepy podwodne.

Zaczęliśmy odwiedzać po kolei znane nam wcześniej i wielokrotnie już wypróbowane rybie kryjówki. Oczywiście nie zawiodła nas "skarpa" dając szczupaczka, tak zwanego konsumpcyjnego o długości pięćdziesięciu paru centymetrów. Zapisał się on w naszej pamięci tym, iż pochwycił przynętę stojąc pod zatopionym drzewem. W pewnym momencie nie wiedziałem czy dam radę go spod niego wyciągnąć. Jednak do spotkania bliskiego stopnia doszło i do przyjaznego uściśnięcia dłoni też.

Dopływamy do końca jeziora. Były tam rozległe płycizny i liczne trzciny. Miejsce nas zaskoczyło kompletnym brakiem drobnicy. O ile sięgam pamięcią była tam ona zawsze bez względu na porę roku. Napotkane dwie łódki, a praktycznie siedzący w nich wędkarze potwierdzili nasze przypuszczenia o całkowitym braku szczupaków w tym rejonie. Z uśmiechami pań z okienka pocztowego popłynęliśmy przetrollingować sąsiedni brzeg. Moją przynętą goniącą za łódką był duży wobler imitujący okonia, Kunty zaś, perłowy ripper z czerwonym grzbietem. Płynęliśmy nad dość głęboką wodą penetrując przynętami spadek dna. W pewnym momencie Kunta zarządził: "Silnik stop!", gdyż poczuł przyjemnie pulsowanie na końcu wędki. Po chwili holu i podebrania przeze mnie ryby ręką znajomość z Kuntą nawiązał kolejny szczupaczek o wymiarach i gabarytach jak najbardziej konsumpcyjnych.

Następnie zawitaliśmy w zwężeniu jeziora i przesmykiem przepływamy na sąsiednie. Mijane płycizny podobnie jak poprzednie zaskakują nas całkowitym brakiem drobnicy. Żadnego spławu, oczka na wodzie, nawet najmniejszego piktogramu na ekranie echosondy. Dopływamy do miejsca z powalonymi drzewami. Z daleka dostrzegamy, że mieszkające nad brzegiem jeziora bobry szykowały na przyszły rok ciekawe miejsce.

Ostatnim naszym zaplanowanym łowiskiem była zatoczka dość płytka porośnięta przy brzegu trzcinami z daleko wychodzącym w jezioro wypłyceniem zakończonym ostrym spadkiem. Łódź zakotwiczyliśmy na końcu spadku, aby mieć w zasięgu rzutu cały obszar. Z uwagi na wcześniejszy kontakt z rybami na głębokiej wodzie koncentrujemy się na głębszej części. Raczej z przyzwyczajenia i wcześniejszych nawyków posłałem przynętę na pogranicze trzcin. Taki cypelek sterczący na samym rogu zatoki. Poderwaną przynętę z dna coś pochwyciło, co po zacięciu zagościło w naszej łódce. Kolejny konsumpcyjny przedstawiciel kaczodziobych.

Spłynęliśmy do brzegu. Zapadał zmrok. Nie śpieszyliśmy się z pakowaniem sprzętu, co chwila zerkaliśmy w stronę jeziora. Cały czas nurtowało nas pytanie, czy czasem nie była to ostatnia tegoroczna wyprawa nad to jezioro? Czy aura pozwoli nam jeszcze w tym roku zawitać na nie ponownie? A co ze szczupakiem metrowcem, czy był, czy będzie, czy da o sobie znać? Jadąc do domu drzemałem, w chwilach przebłysku sprawdzałem jedynie czy Kunta koncentruje się na prowadzeniu auta czy na walce ze snem. Po powrocie do domu pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem było sprawdzenie prognozy pogody na następny tydzień... Wyłączając komputer wiedziałem, że na mojej twarzy gościł uśmiech, świadczący o tym, że spokój szczupaka metrowca będzie jeszcze zagrożony.

Jarbas







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=593