KONKURS - Głupi szczupak
Data: 23-11-2003 o godz. 13:24:40
Temat: Konkursy


Byliśmy jeszcze młodzi, wyprawy samochodem na drugi koniec Polski to była pestka. Wystarczył urlop, parę dni, zarezerwowane miejsce, doborowy skład ekipy i już nas nie było w domu. Jeśli cel wyjazdu był związany z zapasami grzybów, żony chętnie nas wypuszczały na tę ciężką, według nich, pracę.


Mój braciszek lubi zbierać grzyby. Nie jest wędkarzem, ale jeśli ma okazję zjeść rybkę złowioną, nie podaruje sobie tej przyjemności. Dla niego wędkarz u boku, to ryba na patelni. Były to czasy, kiedy "no kill" nie obijało się o uszy biednych wędkarzy. Dla Gutka temat "ryba", nigdy nie był obcy. Jak mało kto, znał gatunki ryb i walory smakowe, prawie każdej naszej słodkowodnej przedstawicielki.

Jest wrzesień - środa. Przyjeżdżam do domu z pracy. Czekają na mnie Gutek z kolegą Alkiem.
- Richad - mówi Gutek - jest okazja. Alek dostał telefon z ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem Lubie. Możemy dostać domek na piątek, sobote i niedziele w Karwicach. Ośrodek teraz prawie pusty i za pół litra mamy spanie, suszarnię na grzyby, piękne lasy i jezioro. Właśnie zaczyna się wysyp grzybów. Jedziesz?
Aż mnie zamurowało. Jeden dzień na załatwienie urlopu. Żona po haśle "grzyby" przekonuje mnie, że sprawa jest do załatwienia.
- Dostanę urlop, to pojadę - i już myślę, jaki sprzęt wedkarski zabrać.
Gutek i Alek fundują samochód, paliwo, prowiant i pół litra dla kierownika ośrodka. Ja mam za zadanie prowadzenie samochodu, pichcenie w kuchni, sprawianie grzybów i łowienie ryb. Alek też jest wędkarzem, zna już to jezioro i zapewnia, że ryb jest sporo. Adrenalina rośnie.

W pracy daję propozycję nie do odrzucenia. Szef daje mi 4 dni urlopu (piątek, sobota, niedziela i poniedziałek). Sobót wtedy wolnych nie było, a według przepisów jak w środku urlopu znajdzie się niedziela, też jest policzona jako urlop.

Czwartek wieczorem ruszamy. Chłopaki nie próżnują i zaczynają oczyszczać organizm z naszego śląskiego powietrza, ze stresów w pracy, krótko mówiąc, zaczynają się "odchamiać". W Poznaniu zamiast śmichów i chichów, słyszałem już ostre chrapanie. Teraz już nikt nie woła co 20 kilometrów - " siusiu".

Z głównej drogi na Karwice, skręcam już nad ranem. Chłopaki już się budzą, trzeba jeszcze raz się zatrzymać. Kawa z termosu, świeży oddech powietrza i brak miejsca na "siusiu" rozbudziło ich na dobre. Gdzie nie spojrzysz - tam grzyb. Przepiękne czyste lasy, grzyby jak na dłoni, takich widoków się nie zapomina. Jesteśmy prawie na miejscu, decyzja - zbieramy grzyby na śniadanie.(...)

Jest 8:00, gdy wjeżdżamy na teren ośrodka. Pusto, parę drewnianych domków. Jeden samochód z rejestracją Zielonej Góry. Wszystko śpi. Alek leci do recepcji. Jest kierownik. Już na nas czeka z kluczykiem. Pokazuje nam domek - Alek wręcza obiecaną walutę. Plan na dzisiaj. Śniadanie, pierwsza porcja grzybów do suszenia, obiad i spać. (...)

Do kosza uzbieranych grzybów siadamy wszyscy - na specjalne palety układamy i przenosimy do suszarni. Ja zaczynam obiad, Alek idzie się przespać, Gutek leci nad jezioro, zobaczyć "co w trawie piszczy ". (...)

W drzwiach staje Gutek. Cały mokry, woda jeszcze ocieka a w recę trzyma metrowego żywego szczupaka. Zaskoczony taką sytuacją, odbieram mu szczupaka i każę natychmiast się przebierać. Alek wstaje z łóżka i zaczynają się lawinowe pytania. Zabijamy szczupaka i do lodówki. Gutek już przebrany, gorąca herbatka i zaczyna opowiadać.

- Oglądam sobie jeziorko i widzę z prawej strony piękny pomościk. Powolutku wchodzę i patrzę w wodę. Kryształek. Na dnie piaseczek. Z prawej strony pomostu, niecałe pół metra stoi szczupak. Ale jaki byk! Aż mnie zamurowało. Na oko woda całkiem płytka jakieś pół metra. Szczupak ani drgnie. Śpi czy co? Powoli zaczynam myśleć, jak by go złapać. Nic nie przychodzi mi do głowy, jak tylko skoczyć na niego i chwycić rękami. Działać trzeba szybko. W każdej chwili może sobie odpłynąć. Zdążyłem tylko zdjąć zegarek i zrobiłem ten skok na niego. Myślalem, że tylko spodnie umoczę. Tymczasem woda była głębsza i wpadłem po kark do wody. Szczupak wyślizgnął mi się z rąk. Chyba dlatego, że nie byłem przygotowany na taką głebokość. Ledwo wygramoliłem się, wściekły na siebie, patrzę, ten głupi szczupak znowu ustawił się na tym samym miejscu. Przez moment nie wierzyłem swoim oczom. Robię poprawkę na głębokość i znowu sru na niego. Tym razem trzymam go mocno. Straszne zrobiło sie pobojowisko, ale czuję, że ubrania mocno trzymają rybę w uścisku i zaczynam gramolić się w stronę brzegu. Walka ciągle trwała. Udało mi się jednak go utrzymać. Wyniosłem szczupaka daleko od brzegu, poleciałem po zegarek i szybko do domku.

Słuchamy z Alkiem i zaczynamy kombinować. Jak to się stało, że szczupak wrócił na swoje miejsce? Kombinacji było tak wiele, ile minut ma godzina.

Gorący późny obiad i do łóżka. Rano budzą nas jakieś odgłosy kłótni. To ekipa z Zielonej Góry ma z czymś problemy. Docierają do nas jedynie słowa wyłapane, takie jak: "gamoń", "mówiłem, że on się nie nadaje", " jak można było na takim lichym sznureczku" i tym podobne zwroty. Wychodzę przed domek. Pozdrawiam serdecznie i próbuję się dowiedzieć, co się dzieje.

- Panie, złowiłem wczoraj przepięknego szczupaka. Ten gamoń tak go zawiązał przy pomoście...
Dalej już nie musiałem słuchać. Już wiedziałem wszystko. (...)

Gutek opowiedział im swoją przygodę. Szczupak wrócił do właściciela a przykre nieporozumienie okupiliśmy śląskim piwkiem.

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=597