Syrenką w Polskę - Pstrąg
Data: 14-11-2002 o godz. 12:31:26
Temat: Bajania i gawędy


Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nasze rzeki nie były wykłusowane z ryb, a po drodze jeździły Syrenki i Trabanty, kiedy na kartę wędkarską można było łowić na terenie całej naszej pięknej Polski...

Oj, były takie czasy, naprawdę. W roku 1961 ojciec mój dostał przydział na samochód. Pojechał po niego do Krakowa - tam był "Polmozbyt", gdzie można było nasz nowy wóz odebrać. Ojciec wrócił już w nocy, samochodem. Pamiętam, jak świecił się jego dach w kolorze kości słoniowej, a w blasku żarówek widać było migotanie jasno-zielonych boków. Nie mogłem się doczekać ranka i pierwszej przejażdżki po Czerwionce. W świetle dnia samochód wyglądał jeszcze okazalej. Piękne, okrągłe reflektory aż lśniły od szerokich chromowanych opasek. A z tyłu widniał dumny napis: „Syrena 101". I nikt mi nie powie, że ona - Syrenka - nie mówiła. Głos zapalonego silnika był jak ludzki - do rozpoznania: "Deren, den, den".

Ta właśnie Syrena obwoziła mnie po całej Polsce. Poznałem wody Mazur, okolice Kołobrzegu, jezioro Miedwie i San w Bieszczadach. Była z nami w Bolesławcu Śląskim, nad Bobrem. I zawsze po drodze musiała być jakaś naprawa. A to pasek klinowy, a to awaria kierunkowskazów, brak światła reflektorowego czy stopu. Awarie były usuwane na drodze. Ojciec znał dobrze samochód i zawsze potrafił wszystko naprawić.

Co niedziela, latem, jeździliśmy nad Wisłę koło Skoczowa. Przed Skoczowem były Ochaby i stadnina koni. Tam też na Wiśle próg betonowy na wysokości jednego metra łączył dwa brzegi. Zaraz poniżej - pod samym progiem -wybetonowane zagłębienie stwarzało doskonałe warunki do kąpieli. Próg ten był też granicą wody górskiej i nizinnej. Powyżej progu ojciec łowił na muszkę i spinning. Wolno było tam łowić na sztuczne przynęty. Ryby, jak to ryby - raz można było złowić komplet pstrągów potokowych, innym razem podchodziły same maleństwa.

Ojciec biczuje wodę, a my z braciszkiem i siostrą pod okiem mamy kapiemy się w wybetonowanej niecce. Wody niewiele - pod brody nam sięgała.
Przed samym wieczorem więcej uwagi poświęcałem już poczynaniom ojca. Nie odchodził zbyt daleko i z progu można było podglądać, jak machał muchą. Stałem wtedy na bosaka w wodzie, w miejscu gdzie się przelewała, ale na górze betonowej zastawy. Podglądaliśmy też małe rybki pod nami, jak przepływały z jednej strony na drugą. Nagle zauważyłem, że blisko spadającej wody stoi ogromna ryba, głową skierowaną pod prąd. Przestałem się ruszać, żeby jej nie spłoszyć. Wołam ojca i pokazuję rękami: taaaaaka ryba. Zanim się zjawił, widzę, że obok stoi druga - trochę mniejsza, ale również ogromna. Na bokach widać czerwone plamki - jak nic potokowiec. Nigdy takiego na oczy nie widziałem. Ojciec podszedł ostrożnie i po obejrzeniu ryb nakazał powolutki odwrót. Teraz on zarządził: - Nikt niech do wody nie podchodzi.
Złożył muchówkę i wyjął swój spinning. Patrzałem na niego i widziałem w jego oczach podniecenie. Przykucnął na dole i posłał blaszkę pod drugi brzeg. Wszyscy czekali - weźmie czy nie?

Ojciec podciągnął kij do góry i zaczyna zwijanie. Błystka już minęła stanowiska ryb, gdy nagle obok wabia pokazał się wir. Ryba spudłowała, ale stoi niedaleko nas. Tata też nie rzuca blachą. Wszyscy zamarli i patrzą na rybę. Czas stanął w miejscu. Ryba po chwili odpłynęła na swoje poprzednie stanowisko. Teraz widzę, jak ojciec zarzuca jeszcze raz. Podciąga tym samym śladem. Nikt nawet nie oddycha. Błystka minęła ryby, gdy znowu jedna pogoniła za nią. Teraz pewnie zaatakowała zdobycz. Gejzer na wodzie i wygięty kij pokazały, co się stało. Ryba jednak ruszyła w dół na płytką wodę, gdzie z grzbietem u góry szorowała po kamieniach, a ojciec biegł za nią. My oczywiście też. Ku naszemu zdziwieniu, druga ryba płynie za tą zaczepioną. Z odległości około dwóch metrów towarzyszy jej w walce. Ta jednak, będąc coraz bliżej brzegu, musiała skapitulować i wylądowała na kamieniach. Ojciec doskoczył i odciągnął ją od wody. Była nasza. Ślicznie ubarwiony potok, ciemny i te kropy odbijające się od niego jak rubinki na koronie króla. Zachwyceni tym widokiem nie zauważyliśmy nawet, że ojciec machnął spinem w płytki nurt wody, gdzie stał cały czas drugi potokowiec. Sytuacja niecodzienna - ryba atakuje przynętę. Na ogonie pędzi z blachą w pysku, tym razem w górę rzeki. Ojciec znowu za nią i w końcu kieruje ją do brzegu. Jest drugi pstrąg. To wszystko działo się tak szybko, że nie wiadomo kiedy zaczęło robić się ciemno. Tata ułożył oba pstrągi obok siebie. Drugi niewiele mniejszy wygląda równie pięknie...

Patrzę na nie i słyszę rozmowę. Mama mówi do ojca:
- Wiktor, wypuść te ryby. Patrz, one razem na śmierć i życie poszły.
- Co ty bredzisz - odpowiada tata.
- Widziałeś, jak ta druga płynęła za nią? To jakby para była - przekonuje ojca mama.
Patrzę na ryby i myślę. Faktycznie, dziwnie się zachowywały. Może mama ma rację. Spojrzałem błagalnym wzrokiem na tatę.
- Tatuś, będziesz miał złotą kreskę w niebie - powiedziałem.
Popatrzył na mnie i na mamę. Roześmiał się tylko i machnął ręką.

Szybko z mamą przenieśliśmy ryby do wody. Te jednak długo jeszcze stały blisko nas. Wreszcie powoli odpłynęły...

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=61