Bezpieczni - ale czy zawsze?
Data: 12-01-2004 o godz. 09:00:00
Temat: Karpiomania


W tym artykule chciałem przedstawić kilka zdarzeń, mających miejsce nad naszymi wodami. Niektóre znam z relacji wędkarzy, a inne przeżyłem sam. Podzieliłem go na kilka wątków i w każdym z nich przedstawię zjawiska, z jakimi spotykamy się podczas wypraw wędkarskich.



Zbiornik NIEBOCZOWY - to wyrobisko pożwirowe w rejonie Raciborza jeszcze do niedawna eksplorowane. Woda zasobna w duże karpie i drapieżniki. Każdy spinningista w sezonie łowi tam okazałe sandacze i szczupaki.
Wraz z kompanami wybrałem się właśnie tam pewnego weekendu na ryby. Po dotarciu nad wodę i rozstawieniu namiotu poczęliśmy wędkowanie. Od naszego stanowiska w dużej odległości biwakowały dwie ekipy. Balangę zakrapianą alkoholem prowadzili do późnej nocy. Śpiewy, wrzaski i tańce nie miały końca. Około 2 w nocy towarzystwo ucichło. O świcie nasz team zmienił przynęty i kontynuował zasiadkę. Balowicze twardo spali. Kiedy słońce stało już dość wysoko poczęli się budzić. Dodam, że z wielkim hukiem. Pomyślałem, że impreza zaczyna się na nowo. Niestety - były to krzyki rozpaczy. Przez lornetkę zauważyłem,. iż na ich stanowiskach pozostały tylko podpórki. Jeden z nich dotarł do nas i pytał, czy czegoś nie zauważyliśmy. Niestety oprócz ich wrzasków - nic. Nikt przez nasze stanowisko tak późno nie przechodził. Okazało się, że ktoś z wody, w nocy pozbawił ich sprzętu. Podpłynięcie do ich stanowisk nie stanowiło żadnego problemu, a ściągnięcie wędek z podpórek tym bardziej.
Będąc jeszcze kilka razy na tej wodzie słyszałem wiele opowieści o kradzieżach w ten właśnie sposób. Mój kolega kiedyś sam przypadkowo (czyt. wyjście za potrzebą) spłoszył w nocy złodziei.


NIEBOCZOWY (z opowieści) - stary, samotnie łowiący wędkarz został w nocy pobity przez trzech osiłków i pozbawiony sprzętu wędkarskiego. Nic dodać nic ująć , tylko gdyby się dało wymierzyć oprawcom sprawiedliwość bez procesu...

PAPROCANY tyski zbiornik (z opowieści) - będąc w roku 2003 na KPP rozmawiałem o wodzie i zwyczajach nad nią panującymi. Miejscowi wędkarze stanowili dość liczną grupę obserwatorów odbywających się tam właśnie zawodów. I co się dowiedziałem? Ano, że zbiornik jest rybny, dość czysty, ale bardzo niebezpieczny. Dlaczego ? Ze względu na złodziei, którzy tam grasują. Okradają wędkujących ze wszystkiego co się da, a szczególnie upodobali sobie łowiących samotnie. Oprawcy stanowią kilka kilkuosobowych grup, które systematycznie zaglądają nad ten akwen. Pytałem, co na to policja i inne służby? Odpowiedziano mi, że wszystko wtedy dzieje się tak szybko, że oni nie są w stanie zareagować. Można jedynie w najbliższy weekend udać się na gliwicką giełdę i tam szukać własnego sprzętu.

KRZYŻANOWICE to też żwirowisko, rejon Raciborza. Przy wysokim stanie wody nie wszędzie da się przejechać i wielokrotnie samochód trzeba zostawić „ w bezpiecznej” odległości od wybranego stanowiska. W tym przypadku nie dało się dojechać, więc auto pozostawiliśmy w pobliżu dwóch rodzin, które tam biwakowały. Rano, kiedy wracaliśmy zauważyliśmy z daleka, że pozostał tylko jeden namiot i siedzący przed nim jego właściciel.
W nocy przyszło czterech młodych ludzi. Narobili hałasu i pozbierali mu wszystkie wędki. Chciał interweniować to otrzymał tylko odpowiedź. Siedź cicho, to pysk ocalisz. Krótko potraktowany siedział załamany i prawie płakał. Co miał zrobić? Nic i dobrze, bo mógł narazić rodzinę.
Na zbiorniku tym zdarzało się też wiele dewastacji środowiska i podpaleń. Miały miejsce akty niszczenia mienia (samochody). Wiele razy rano wracający wędkarze krzyczeli na drani, że tak poniszczyli auta. Ale dopóki ich nie złapano pozostawało tylko złorzeczenie.
Od pewnego czasu akty wandalizmu ustały. Może to wynik działań policji? Oby!

Żwirownia ROSZKÓW - tu sandacze i szczupaki to pewniaki. Ale mój znajomy nie miał tam szczęścia. Pomimo wykonywanego zawodu, pozwolenia na broń, nic mu nie pomogło. W nocy napastnicy zaszli go po cichu i gdy jeden go zagadał, drugi trzasnął go w głowę. Kiedy oprzytomniał dostrzegł jedynie piękno przyrody, bo po sprzęcie i ekwipunku nie było śladu. Pozostał mu samochód i to nawet cały. Kluczyki w skarpecie, a broń w samochodzie. Drugi raz, kiedy miał takie zajście z pijanymi napastnikami był już przygotowany i przegonił ich kilkoma strzałami do wody. Mieć broń ostrą to nie zawsze znaczy bezpiecznie. Patrząc na to realnie nawet mógłby mieć sporo kłopotów gdyby użył jej bezpośrednio przeciwko napastnikowi.

PRZECZYCE pod Siewierzem - piękny zbiornik, na którym także łowiłem z kolegami. Amury bycze. Amury panowie tam jeszcze są. Podczas pobytu doszedł do nas pewnego ranka starszy wędkarz i pytał, czy może łowić obok nas. Nie było problemu, my gruntówka, a dziadziuś spławik. Powracał jeszcze trzy razy pomimo tego, że nic nie łowił. Pytam więc, dlaczego tu łowi? Przecież nic mu nie bierze. Odpowiedział: chodź nie biorą, wolę łowić bezpiecznie i drugi raz sprzętu nie stracić. Faktycznie wędki miał jak spod igły, ale wyjaśnił dlaczego.
Trzy miesiące wcześniej został wieczorem nad tą wodą napadnięty i okradziony, a te wędki kupił mu wnuk i woli teraz ich nie stracić. Dlatego siada tam, gdzie łowi kilku wędkarzy. Rozumiałem to i dlatego "łowił" dalej obok nas. Dziadzio opowiadał jeszcze wiele historii, jak traktuje się wędkarzy nad tym zbiornikiem.

SKAWINKA k. Tyńca (z opowieści) - sławny i tragiczny cypel na ujściu rzeczki do Wisły. Miejsce słynne jak i ryby tam łowione. Słynny i niebezpieczny - szczególnie po deszczu. Ukośnie schodzący do wody brzeg, po opadach jest jak lodowisko. Sam tego doświadczyłem, łowiąc tylko przy kapuśniaczku. Co tam się dzieje po ulewie ?
Kilka lat temu łowiło tam trzech wędkarzy. Łowili cztery dni, a w ostatnią noc zrobili sobie dość mocno zakrapianą libację. Towarzystwo było tak liczne, że nikt nawet nie zauważył, iż jednego z nich brakuje. Zniknął w sposób cichy i nikt tego nie był świadomy. Podczas imprezy lekko popadało i podczas brania, kiedy jeden z nich ruszył do wędek poślizgnął się uderzając tyłem głowy o ziemię. Na własnej pelerynie ześlizgnął się do głębokiego nurtu Wisły, która jest tam bardzo szeroka. Zabrała wędkarza nasza Wisła na „wieczne połowy”. Nieszczęśnika znaleziono 300 metrów poniżej dopiero w południe następnego dnia. To i tak szczęście, że w ogóle odnaleziono ciało.
To musiała być prawda, gdyż miejscowy pokazywał mi przez lornetkę mały krzyż na wiślanym brzegu. Dodał jeszcze, iż co rok przyjeżdża tu dwóch wędkarzy, którzy rzucają wianek na wodę. To dobrze, że pamiętają o koledze, ale jak widać nie zapomnieli, dlaczego tak się stało.

Nasuwają się refleksje związane z tymi wypadkami i zachowaniami. Każdy z nas pośrednio może zapobiegać takim sytuacjom. Jak? Są na to sposoby. Pierwszy nie przesadzać z alkoholem nad wodą, bo sami takim postępowaniem prowokujemy potencjalnych złodziei. korzystają ze zmniejszonej czujności „balowicza” zbierają łupy. Jeśli tylko sprzęt, to pół biedy – może przecież takie spotkanie zakończyć się znacznie gorzej.
Mówi się, że tam gdzie jest alkohol kończy się wędkowanie. Coś w tym jest. Jeździć na ryby, a w szczególności na noc ze sprawdzonymi, odpowiedzialnymi kompanami. Uważać na zostawianie samochodów w miejscach, gdzie wandale będą mieli uciechę. A w przypadku zabierania rodziny mieć na względzie ich dobro i zdrowie, zaś oceniając sytuację nie zgrywać się na bohatera. Kije zawsze można kupić nowe – ze zdrowiem bywa gorzej.
To przykłady z rejonów i okolic, w których wędkuję. Nie można jednak powiedzieć, że są one niebezpieczne. Takie przypadki mogą mieć miejsce wszędzie i z pewnością każdy z Was mógłby do mojej „wyliczanki” dorzucić kilka przykładów z własnego podwórka.

ledd1







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=679