Kilka razy dzwonił do mnie Piotr namawiając mnie na wspólny wyjazd na lina. Razem ze Sławkiem i Zdzichem namierzyli miejsce gdzie nieźle brały, jednak ciągły brak czasu nie pozwalał wyrwać się a trudno usiedzieć na kantach kiedy koledzy na rybach.
Plan był prosty - albo nocka nad wodą albo z żoną. Padło na to pierwsze. Chcesz łowić - musisz się poświęcić. Decyzja zapadła, sobota po pracy walę wprost nad wodę.
W sobotę od rana pogoda zwiastowała nadchodzącą burzę, było parno i tylko patrzeć kiedy lunie deszcz. To jednak nie odstraszyło mnie od postanowienia wyjazdu. Dopiero w drodze na łowisko spotkała mnie taka ulewa jaką "najstarsi górale nie pamiętają". O jeździe nawet mowy nie było, wycieraczki nie nadążały wody zbierać z szyby a widoczność prawie zerowa, więc trzeba było przeczekać nawałnicę na poboczu drogi.
Czas mijał a ja zaczynałem mieć coraz to większe obawy. Nowy pickerek, który chciałem przetestować, nie będzie miał możliwości... Gwałtowne burze jednak mają to do siebie, że szybko mijają, więc nadzieja powróciła a i do łowiska było niedaleko.
Wypatruję znajome samochody - są! Piotr rezerwował mi miejsce, więc nie obawiałem się, że nie będzie gdzie zaparkować.
Radość powitania. Jak zawsze mówią, szczera i dobra kompania to połowa sukcesu. Koledzy byli tu od południa, więc w siatkach mieli już co nieco, mnie pozostało nadganiać spóźnienie. Byłem przygotowany jak nigdy, zanęta Tanches Sensansa, litr pinki, zapaszki (tajna broń), pickerek przygotowany, podpórki ustawione, koszyk załadowany i w wodę.
Siedzisz sobie wygodnie na fotelu wędka na podpórce, dolnik na kolanku, szczytówka lekko przygięta - pełnia szczęścia! Cóż więcej trzeba? Najwspanialsza forma spędzania wolnego czasu z wędką (dla leniwych). Kolegom moja zanęta nie spodobała się, była zbyt pachnąca i do tego bogato okraszona pinką, co mogło wróżyć ich rychły pogrom. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Przyginająca się szczytówka pickerka sygnalizowała branie a na końcu żyłki dyndał spory lin.
- Jak ty to robisz? - pytali po kilku wyholowanych w krótkim czasie rybach. Ja tłumaczyłem to wyższością pickerka nad spławikiem, że o zanęcie nie wspomnę.
Powiem tylko tyle - zainteresowanie moim pickerkiem było tak duże, że z powrotem wracałem bez wędki, za to z gotówką na drugą wędkę.
Zenon