Już całkiem niedługo rozpocznie się kolejny sezon trociowy. Ciekawe jak przebiegnie jego inauguracja. A może powtórzy się nasz fart z rozpoczęcia sezonu 2002 nad Parsętą?
W noc sylwestrową, wraz z kolegami Ireneuszem Żaboklickim, Krzysztofem Filochą i Grzegorzem Borowskim wybrałem się nad Parsętę, aby sprawdzić, czy ryba bierze. Ze Stargardu Szczecińskiego od Łąk Daszewskich dzieli nas 140 - 160 km. Dlatego już o czwartej nad ranem wyruszyliśmy w drogę. A nie była ona łatwa, bo spadł niesamowity śnieg.
Po wielkich trudach, zasypaną śniegiem drogą, jakoś jednak dotarliśmy na miejsce. Była 7:30. Łowienie zaczęliśmy od wspólnie wypitego szampana za Nowy Rok i szczęście nad wodą. Po czym każdy poszedł w swoją stronę.
Po około 2 godzinach łowienia spotkałem paru wędkarzy, którzy powiedzieli - cytuję - "jakiś fagas ze Stargardu złowił pięknego łososia i jeszcze nie bardzo wie, co się stało". Pobiegłem w dół rzeki, w kierunku moich kolegów. Na miejscu okazało się, że to Ireneusz jest tym szczęśliwym lowcą łososia.
Ireneusz z łososiem
Taki był szczęśliwy, że nawet słowa nie mógł wypowiedzieć, lecz po paru sekundach wreszcie coś wykrztusił: "zobacz wója, co mi się na wędkę uwiesiło, bo ja sam jeszcze w to nie wierzę". Po chwili zaczęliśmy mierzyć i ważyć jego zdobycz. Była to samica łososia o długości 102 cm i masie 7 kg.
Ja złowiłem w ten dzień ładnego szczupaka, który wziął mi podobnie jak troć, ze środka rzeki i nawet nieźle walczył. Do końca dnia już nic nie złowiliśmy, ale warto było chociaż dla tego jednego łososia pojechać w taką pogodą i taki kawał na ryby
Z wędkarskim pozdrowieniem,
RR - Robert Ringwelski