Wakacyjna przygoda
Data: 24-02-2004 o godz. 10:15:00
Temat: Bajania i gawędy


Pewnego wakacyjnego dnia wybrałem się z całą rodziną na działkę nad Zalewem Siemianówka. Gdy już przyjechaliśmy na miejsce wypakowałem wędki i pobiegłem z bratem i dwoma kolegami nad wodę. Wszyscy spinningi uzbroiliśmy w twistery i zaczęło się rzucanie.
Po kilkunastu sekundach kolega krzyknął: „Mam go!”



Podniecony bardziej niż on podpowiadałem jak ma poprawnie holować, ale nie słuchał mnie i ciągnął ile sił w dłoniach. Gdy go wyholował i okazało się, że to szczupak, pobiegł szybko pochwalić się rodzicom i zrobić zdjęcie.
Nie poddawałem się i rzucałem dalej. Po chwili drugi kolega miał coś na haczyku i po wyholowaniu okazało się, że to również „zębaty”. Lekko przygnębiony sukcesami kolegów dalej rzucałem. Zrobiło się szaro, więc poszedłem do domku i wypiłem ciepłą herbatę. Myśląc o następnym dniu szybko zasnąłem.
Następnego dnia wstałem o godzinie 6. rano i pobiegłem nad zalew. Woda była ciepła, więc wszedłem po pas i rzucałem. Po chwili przybiegli dwaj koledzy i rozpoczęła się „cicha rywalizacja”. Po dziesięciu minutach Rafał wyholował z wody ładnego szczupaka, z którym zrobił sobie zdjęcie i go wypuścił. Miałem dość! Rzuciłem wędkę i poszedłem oburzony do domku z myślą, dlaczego ryby upodobały sobie kolegów, a mnie jakoś nie chcą polubić?!?
Siedziałem w domku rozwiązując krzyżówkę, gdy po chwili przybiega mój brat z pierwszą swoją w życiu rybą wrzeszcząc: „Mam ją, mam!! Jest moja!”. Wielce podniecony, zrobił sobie zdjęcie z tym szczupakiem. Tego już było za wiele...

Gdy wpadłem na pewien pomysł „ może z łódki się uda?”, poszedłem do taty pytać czy mogę wypłynąć łódką. Należało się spodziewać, że ojcowska obawa o moje zdrowie okaże się silniejsza, niż moja urażona duma. Dlatego zasugerowałem, że wypłynę pod opieką pana Grzegorza. Na szczęście ten pomysł trafił do taty, lecz musiałem się zobowiązać, że założę kapok i nie będę go zdejmował do momentu powrotu do brzegu. W tak zbożnym celu gotowy byłem owinąć się nawet całym pęczkiem pokrzyw!
Teraz pozostawało tylko urobienie pana Grzegorza, aby zechciał zabrać na łódkę takiego wytrawnego łowcę jak ja. Moja szczera argumentacja, iż „wszyscy mają a ja nie”, mina zdruzgotanego wzbudziły chyba szczere politowanie, bo po 10 minutach byliśmy już na wodzie.

Rzucałem bez przekonania, że coś uda mi się złowić, gdy nagle na kiju poczułem gwałtowny opór. Pomyślałem, że to znów kilo zielska. Lecz to zielsko zaczęło wykonywać dziwne ruchy! JEEEEEST R-Y-B-A!! Nie chciałem jej stracić, więc pan Grzesiek wyciągnął mi go podbierakiem i położył go na podłodze łodzi. Dawno nie byłem taki zadowolony i dumny z siebie. Cały w skowronkach wróciłem do domku i pochwaliłem się tacie, że mój pierwszy szczupak jest największy ze wszystkich, które zostały wyciągnięte w ten weekend.

Nigdy nie zapomnę tamtego wyjazdu na działkę i teraz wiem, że nie należy się poddawać nawet wtedy, gdy brań nie ma przez okres kilku godzin.
Fortuna kołem się toczy – cierpliwość zwycięża!

Cykodex







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=749