W styczniu
Data: 27-02-2004 o godz. 22:00:00
Temat: Bajania i gawędy


"W styczniu"

Gdy wstanę rano w styczniowy poranek
I tylko w gatkach wyjdę na ganek.
Bardzo szybko przypomnę sobie
Co ja właściwie tu dzisiaj robię.



Piękny się dzionek właśnie zanosi,
Może bym złożył wizytę Zosi?
Ale już inny pomysł w mej głowie
Na światło dzienne wychodzi sobie.

Ponieważ pogoda dzisiaj łaskawa,
Mróz nie za wielki nadzieją napawa,
Że przy połowie rybek na wędkę
Nie zmarznę szybko w ucho i w rękę.

Najpierw zaprawa, to obowiązek!
Na rybki dzisiaj na pewno zdążę,
By mieć umysł śmiały i ciało prężne
Lekko kręgosłup se nadwerężę.

Kilka przysiadów, dwa szybkie skłony
I ruchem ręki poprawiam zasłony.
Potem robię sobie śniadanie
Dwie kromki chleba i śledzik w śmietanie.

Jeszcze termosik kawy zaparzę,
- Tak zawodowi robią wędkarze!
Potem na czarne dresy w dwa pasy
Wciągam bezzwłocznie stare portasy.

Dokładam jeszcze wełniany sweterek,
- Bo nie chcę marznąć jak mały ratlerek!
Ciepła czapkeczka i długi szaliczek,
Grube skarpetki plus bezrękawniczek.

Watówkę pomiętą wyciągam z szafy
I rękawiczki podobno z żyrafy.
Bucik filcowy w gumę wciągnięty
Pozwoli mi suche utrzymać pięty.

Pora wyruszać, jestem ubrany,
Sprzęt w samochodzie już spakowany.
Mam komplet wędeczek, mały szpadelek,
Są też saneczki i ostry świderek.

Nowe nożyki w nim założyłem,
Bo się ostatnio bardzo zmęczyłem.
Dziurę wywiercić był wielki trud
Choć grubość niewielką miał wtedy lód.

Tak uzbrojony przyrzekam sobie,
Że do południa kilka ryb złowię.
Odpalam silnik i ruszam w drogę,
Chcę przeżyć dzisiaj piękną przygodę.

Po kilku minutach jestem nad wodą,
Teraz naprawdę mogę być sobą.
Reakcje moje ostatnio niemrawe,
Teraz wielką zdradzają wprawę.

Trzy szybkie ruchy i długim krokiem
Pędzę przed siebie niesiony widokiem.
Bezkresnej bieli, która w słońca blasku,
Pobudza mą duszę prawie do wrzasku.

W mych oczach widać iskrę szaleństwa,
Nie pozostało nic z człowieczeństwa.
Poddany bezwzględnie siłom natury
Jestem jak dziki odziany w skóry.

Gdzie rzucę okiem biel nieskalana,
Śniegu na lodzie mam po kolana
Oblany potem, utytłany w śniegu,
Docieram na miejsce szaleńczego biegu.

Kontrolny odwiert, dwa metry od trzciny
I trzy następne w stronę głębiny.
Szybko kochany sprzęcik rozkładam
I na saneczki okrakiem siadam.

Ochotkę broni nie tylko etyka
Ponieważ na haku nie można żywczyka!
Trzeba skorzystać z wyjścia innego
Zakładam więc zestaw z okresu letniego.

Żyłeczka cieniutka, maleńki spławiczek,
A na haczyku topiony serniczek.
Teraz poczekam na pierwsze branie
Największa frajda to właśnie czekanie.

Gdy tylko spławiczek się lekko ruszy,
Będzie to piękna chwila dla duszy.
Włoski się zjeżą na czubku głowy
Taki już urok mają połowy.

Choćby tę jedną doświadczyć chwilę
Będziemy przez śniegi iść ze trzy mile.
Po dniu ciężkich łowów do domu wrócimy
O swoich sukcesach wszystkim mówimy.

Lecz całą prawdę tylko my znamy,
Na taką chorobę co rok zapadamy.
I nie ma lekarstwa na to żadnego
- To gorsze niż nałóg Szanowny Kolego!

A morał z tego pytacie jaki?
Trzeba jechać na rybki, a nie na kajaki!

Siudak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=759