A ja mam to w...
Data: 09-04-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Mniej więcej rok temu, no, może z małym hakiem, zarejestrowałem się na portalu pogawędek wędkarskich. Siedziałem, pamiętam, wtedy chory w domu i z nudów plątałem się po Internecie. Klikałem, przeglądałem strony, aż w wyszukiwarce wpisałem słowo wędkarstwo i trafiłem na link kierujący mnie na stronę pogawędek...



Kolejnych parę wieczorów poświęciłem na przeglądanie serwisu. Ludzie! Gdzie ja wcześniej byłem, że o nim nie słyszałem? Z wypiekami na twarzy czytałem artykuły, posty, opisy i komentarze w galerii pod zdjęciami. I to wszystko pisali ludzie tacy jak ja, wędkarze. Urzekło mnie to, że wszystko jest on-line. Nowe wiadomości i informacje pojawiały się od razu, bez zbędnej zwłoki. Można było dyskutować, wymieniać poglądy, opinie, pisać komentarze, i to w dziedzinie tak bliskiej mojemu sercu jaką jest wędkarstwo.

Kliknąłem na panel rejestracyjny. Wypełniłem odpowiednie rubryki, wysłałem avatar (mordkę wyświetlaną przy nicku, zwłaszcza przy postach) i stałem się pełnoprawnym użytkownikiem serwisu. Mogłem brać czynny udział w życiu portalu. Najbardziej podobało mi się to, że o przynależności decydowałem ja sam. Nikt nie rozpatrywał mojego wniosku, nikt nie dumał nad tym czy chce ze mną gadać, czy dopuścić mnie do wygłaszania swoich poglądów, spostrzeżeń, opinii. Dzielić się mogłem własnymi doświadczeniami (bez znaczenia była ich wielkość) oraz poznawać twórczość (szeroko rozumianą) innych użytkowników.

Zacząłem czynnie uczestniczyć w dyskusji na forum. Pojawiały się tematy bliskie mojej metodzie połowu, a czytając o rzeczach mi nieznanych poznawałem je, o tak, przy okazji. Każda chwila spędzona w gąszczu tabelek, literek i grafik portalowych wzbogacała moją wiedzę o wędkarstwie, no i o osobach uczestniczących w tym wszystkim.

Tak, tak, serwis PW ma to do siebie że nie jest bezosobowy. Za każdą wypowiedzią, zwrotem, zdaniem, opinią czy komentarzem kryje się konkretna osoba. Po jakimś czasie zaczynałem rozpoznawać konkretne osoby. A ten to jest z Wrocławia, tamten z Warszawy. Pan X łowi na Wiśle, a Pani Y na Odrze. Po nicku autora mniej więcej wiedziałem jaka będzie zawartość merytoryczna tekstu. Zauważyłem, że piszą wszyscy, bez względu na wiek, rasę, płeć, przynależność religijną czy polityczną. Piszą, bo chcą i mają o czym. Piszą o wszystkim co z wędkarstwem ma wspólnego bezpośrednio lub mniej.

Czytałem wszystko co pojawiało się po kolei na portalu. W końcu postanowiłem, że spróbuję sam coś dodać od siebie, podzielić się jakąś odrobiną wiedzy którą posiadałem, częścią skromnego doświadczenia jakie nabyłem. Literat ze mnie kiepski więc i tekst nie wyszedł najwyższych lotów, ale czy o to tu chodziło? Przecież to nie portal literacki! Aby przeczytać się dało. Powiem więcej, uknułem chytry plan a mianowicie...

Wyszukałem sobie osobę będąca na portalu starym użytkownikiem. Ba, osoby tej teksty czytałem z zapartym tchem, więc napisałem do niej wiadomość, że mam tekst, ale "jakoś się wstydzę" z nim wyjść na światło dzienne. I co się stało? Ano tekst się pojawił, prawie w zupełnie niezmienionej formie, tak jak podesłałem go do wspomnianej osoby. Byłem dumny z siebie, że potrafiłem naskrobać coś, co nie trafiło do kosza. Te parę zdań opowiadania mogło być chwilą relaksu lub męki dla czytającego, o czym miałem zamiar przekonać się w stopniowo dopisywanych komentarzach pod tekstem przez innych użytkowników.

Czy to ważne ile i jakich komentarzy było więcej biorąc za kryterium podział na pozytywne czy negatywne? Moim zdaniem nie, gdyż świadczyło to tylko o tym, że ktoś to czytał. Czytał, więc na marne nie poszło te parę chwil jakie poświęciłem aby napisać tekst. Pisałem następne i następne. Po co? Ano po to, aby się podzielić wątpliwościami, przeżyciami, doznaniami jakie posiadłem uprawiając hobby jakim jest wędkarstwo.

Serwis stał się moją ulubiona stroną internetową. Odpalając przeglądarkę internetową w pierwszej kolejności sprawdzałem co jest nowego na Pogawędkach. Czy ktoś pochwalił się ciekawą przygodą, opisał jakiś sposób wędkarski, czy nie pokazał ciekawej fotki lub nie poruszył wątku na forum dyskusyjnym.

Mijały dni, tygodnie, miesiące. Zapragnąłem poznać osobiście osoby kryjące się za poszczególnymi nickami. Tej kwestii nie poruszę bo się zanudzicie, gdyż rozwijając wątek będę musiał go rozbić na przynajmniej dziesięć kolejnych części. :) Wracając jednak do tematu. Postanowiłem pojechać na zlot. Ile się nad tą decyzją zastanawiałem i jakie miałem obawy i wątpliwości sam jeden chyba tylko wiem. W końcu jednak postanowiłem pojechać, co też uczyniłem. Z bijącym sercem zacząłem osobiście i realnie poznawać osoby, które do tej pory znałem jedynie przez pryzmat portalu.

Czy żałuję? Otóż, nie. Jedynie może żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej. Samej atmosfery zlotu nie będę opisywał, gdyż ci co na takowym byli - znają, ci co nie - niech żałują i jak najszybciej naprawią ten błąd. Od zlotu zmieniło się wiele. Z wieloma osobami mam kontakt bardziej osobisty, choćby przez spotykanie się w realu, rozmowy na GG, wymianę maili czy rozmowy telefoniczne.

Jednak co dalej? Ano nic... Wiem, że bez względu na to czy będzie wokół portalu koncentrowało się parę osób czy setki, śmiało powiedzieć mogę: A ja mam to w sercu... To co było i to co będzie.

Jarbas







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=810