W Boże Ciało łowię śmiało
Data: 14-06-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Po wizycie towarzyskiej w Drwalewie, jadę nad Wisłę poszukać miejsca, w którym byłem rok temu. Nad rzeką sporo ludzi, ale tam gdzie się kieruję mam nadzieję nikogo nie zastać. Dwa razy niewłaściwie skręcam, wertepy jak szlag ale szorując michą i zawieszeniem po darni dojeżdżam na miejsce.



Pod drugim brzegiem stoją barki wyładowane faszyną. Miejscówka trochę zmieniona. Jest jako takie zejście ze skarpy, a główka widać, że jest w naprawie, gdyż leżą nowe "materace" z faszyny i na tym trochę nowych kamieni. Dwa przelewy jednak pozostały, pewnie nie na długo, naprawią to i wtedy będzie można się dostać na starą opaskę kamienną, która jest czymś pośrednim między opaską a wyspą.

Ze skarpy widzę kształt ryby, jakieś 30 - 35 cm kleń albo boleń. Co jakiś czas drobnica pryska na boki, coś się chlapie ale nie są to kolosy. Dobra, powalczymy o pierwszego w życiu klenia albo bolenia na spinning. Zakładam woblera i posyłam go za przelew. Rzucam za przelew, rzucam na spokojną wodę, rzucam wzdłuż główki, no nic, może im kolorek nie odpowiada?

Widzę, że ta uciekająca drobnica to taka bardziej drobnicunia, najmniejsze co mam to woblery Lucka chyba mają po 3 cm. Piękne nie są, widać że ręczna robota, nie maja hologramów ani napisów na sterze. Zakładam szarego i prowadzę pod nogami żeby zobaczyć jak toto pracuje. Ano pracuje i to całkiem fajnie, drobniutka i szybka akcja, może będzie dobrze.

Pierwszy rzut pod brzeg, kilka następnych, kolejny rzut w przelew, woblerek wychodzi z rwącej wody na spokojna i jak cos nie walnie!!! O w mordę!!! To musi być piękny kleń albo rapa, ryba wali mi pod nogi i chce się wbić w faszynę, znaczy kleń bo ponoć one tak robią, że uciekają w brzeg. Dobrze, że mam 3 m Light Destroyera i staram się nie wpuścić go w materac. Ryba odchodzi od materaca i kieruje się w stronę nurtu. Dokręcam lekko hamulec, żyłka 0,18 mm, trzeba chyba uważać a klenisko zawróciło i znowu pcha się w faszynę, staram się go utrzymać z daleka od tego, bo jak wlezie tam to za "chińskiego boga" go nie wyjmę.

Staram się go utrzymać na jak najdalej na wyciągniętym kiju a ten z uporem maniaka pcha mi się pod nogi. Już się widzę z kleniem nie do pobicia przez następne 25 lat na PW jako łowca klenia. Chciałem sobie poprawić pozycję, żeby łatwiej mi było utrzymać go z daleka od faszyny i nóżka mi się omsknęła, narobiłem hałasu, więc ryba sama od faszyny odpłynęła ale za to w jakim tempie! Zabawa trwała już chyba ok. 10 min a klenisko było z 15 - 20 m od mnie i nie za bardzo chciało współpracować. Pływał sobie przy dnie ale już dalej nie uciekał. Zacząłem próby doholowania go do podbieraka, z oporami ale szedł, coś tam jeszcze szarpnął, jakiś króciutki zrywik i 3 - 4 m od kamieni zobaczyłem tuż pod powierzchnią falujący czarny ogon.

To nie jest kleń! To jest sum!!! Jeszcze minuta, może dwie i suma widzę w całej okazałości -ma ok. 1metr długości. Podbierak na taką rybę jest za mały, gdzieś kiedyś czytałem o chwycie za szczękę. Kciuk w pysk, palce od spodu i sum wyjeżdża na kamienie. Podbierak się jednak przydaje, ma miarkę.

Według miarki wychodzi 102 - 103 cm czyli ma wymiar. Nie powiem żebym go nie widział "oczami wyobraźni" na patelni, ale wtedy nie mógłbym się nim pochwalić a poza tym miał bardzo duży brzuch co mogłoby sugerować samice przed tarłem. Licząc na to że mi Natura to wynagrodzi rybę uwolniłem. Natura bywa jednak trochę wredna bo wynagrodziła mi to kilkaset metrów poniżej 47 cm sandaczem czyli niewymiarkiem.

Muszę przyznać, że jest coś w tym C&R, miło jest popatrzeć jak ryba odpływa ale po 01.07 na bank skończyłaby na patelni albo w wędzarni. Miał być pierwszy kleń albo bolek na spina, wyszło co innego ale też pierwszy sum na spina a na dodatek pierwszy wymiarowy wyholowany.

Sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=881