Boleń? Nic prostszego!
Data: 17-07-2004 o godz. 07:20:00
Temat: Spinningowe łowy


Nie jest to jakiś rekordowy okaz. Można powiedzieć, że całkiem przeciętny. Długo będę jednak pamiętał tę rybę i okoliczności jej złowienia. Przekonałem się, że mimo wielu lat wędkowania, nadal można być zupełnie zaskoczonym wydarzeniami nad wodą. I co najważniejsze: zaskoczonym pozytywnie.



Wracaliśmy tego dnia ze służbowego wyjazdu do Świnoujścia. Kilka godzin jazdy, lekka nuda i gadanie o byle czym dla zabicia czasu. Po przejściu dyżurnych, męskich tematów, zahaczyliśmy oczywiście o wędkarstwo. Znajomy nie wędkował, ale sprawiał wrażenie zainteresowanego, więc rozkręciłem się na dobre.

Opowiadałem o boleniu. Jak wspaniała to ryba, jak wymagająca i czujna, jak wspaniale żeruje i jak trudno ją podejść. Jak długo czekałem zanim udało się go zrozumieć i złowić pierwszego, jak trudno dobrać przynętę, by zaspokoić boleniowe kaprysy i jak potrafi drwić z wędkarza, chlapiąc się tuż obok przynęty, gdy poprzedniego dnia walił w nią jak oszalały. Znajomy słuchał z nieudawanym zainteresowaniem. Nie sądził wcześniej, że ryby potrafią być tak trudne do złowienia, niemal nieosiągalne.

Wtedy wpadłem na ten pomysł. Zaraz mieliśmy przekraczać Odrę w okolicach Zielonej Góry, a zamierzaliśmy przecież zrobić krótką przerwę. Zjechałem z głównej i po kilku kilometrach byliśmy w miejscowości Pomorsko. Pomyślałem, że na pewno tutaj odpoczniemy, a przy odrobinie szczęścia może zobaczymy boleniowe chlapnięcie.

Byliśmy może w połowie główki, gdy w warkoczu potężnie uderzyło. Kolega aż siadł, a ja na czworaka starałem się zbliżyć do samego szczytu. Na wędce zapiętego miałem bardzo małego, srebrnego woblera własnego wyrobu. Delikatnie podrzuciłem pod warkocz i zaraz odsunąłem. Rzut był zbyt krótki. Zanim jednak wyjąłem woblera z wody stało się coś nieoczekiwanego. Tuż przy kamieniach gwałtowne branie i przepiękny odjazd na krótkiej żyłce. Niestety, na zbyt krótkiej. Wobler ze świstem wyskoczył z wody, a ja zesztywniałem, nie mogąc uwierzyć co się stało. Pierwszy rzut i natychmiast branie, a ryba naprawdę wielka! Nie mogłem pojąć jak to możliwe, że tydzień wcześniej spędziłem dwa dni nad Odrą, wędkując bite osiemnaście godzin i nawet nie miałem kontaktu.


Po kilkunastu sekundach doszedłem do siebie. Wiem, że nie ma sensu rzucanie w tym samym miejscu po stracie bolenia, drugi raz nie weźmie. Nie miałem jednak nic do stracenia - za kilkanaście minut mieliśmy ruszać w dalszą drogę.

Tym razem rzuciłem dobrze. Kilkanaście metrów poniżej główki, w warkocz. Prowadziłem wobler powoli pod prąd, chwilami go zatrzymując. Gdy zniosło go trochę w stronę spokojniejszego miejsca, woda nagle zafalowała i znowu poczułem wspaniałe uderzenie. Ryba nie była tak wielka jak poprzednia, ale na delikatnej żyłce przepięknie walczyła. Tym razem zapięta była pewnie. Wyjęta i po krótkiej sesji wróciła do wody w bardzo dobrej formie.





Wykonałem potem jeszcze ze dwa rzuty. Tym razem bez efektu. A kumpel skomentował tylko dosadnie. Poprosił, żebym jeszcze opowiedział coś o rybach tak bardzo trudnych do złowienia...



Jarekk







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=904