Artykuły z WW i moje przemyślenia
Data: 27-09-2004 o godz. 10:30:00
Temat: Bajania i gawędy


Gdy chcę sobie podnieść ciśnienie to kupuję Wiadomości Wędkarskie albo czytam o polskim sejmie. Nawet wprowadzenie do organizmu 0,5l tak na mnie nie działa i mam zawsze 130/80. Jednak jak poczytam WW albo coś o polskich politykach to skacze do 200.



Przyznam się bez bicia, kupiłem październikowe WW i przeczytałem dwa artykuły. Polecam str. 20 artykuł Andrzeja Kalinowskiego "Źle się dzieje" i str. 80 artykuł "Ryby nie zniosą ofert bez pokrycia" autorstwa Antoniego Kustosza, niedoścignionego piewcy osiągnięć PZW.

Wszedłem też na stronę http://www.rzgwwaw.int.pl gdzie podane są warunki przyjmowania ofert na przetargi od 01.01.2005 dotyczące dzierżawy wód. Faktem jest, że warunki przetargów są dosyć wymagające, ale czytając artykuły odniosłem wrażenie, że tylko i wyłącznie PZW ma szanse spełnić takie wymagania. Zarybienia, hodowle, inwestycje, kontrole, czyli to, co teoretycznie do tej pory robi PZW. Tymczasem obydwaj autorzy podnoszą larum, sugerują, że przetargi będą ustawione (to jest akurat u nas możliwe), że nieodpowiednie osoby, że oferują inwestycje z sumami wziętymi z sufitu a później sieciami do dna oraz, że skończą się ryby w wodach, jakby teraz było ich za gęsto.

Być może w pewnym stopniu takie sytuacje mogą zaistnieć, ale czy do przetargów startują sami oszuści? Jakoś żadnemu z autorów nie przyjdzie do głowy, że może być tak, iż są ludzie, którzy mają dosyć gospodarki PZW. Może chcą wziąść wodę w dzierżawę po to, by nie było odłowów sieciowych, a może zwiększą kontrolę. A to, że będa pobierali większe opłaty? No cóż, coś za coś.

Sam znam osoby, które myślą o starcie w przetargu po to jedynie, by nie dopuścić rybaków i PZW oraz starać się kontrolować odcinek rzeki lub jezioro. Niechby mi któryś z autorów łaskawie odpowiedział na pytanie - dlaczego coraz więcej wędkarzy decyduje się na tygodniowy wyjazd za granicę, żeby się nałowić "do bólu", chociaż opłaty są dużo wyższe niż na wodach PZW? Na przykład tygodniowa licencja na Słowacji (Orava albo Liptovska Mara), kosztuje ok. 200 pln. Co z tego, że u nas mniej więcej tyle kosztuje roczna opłata, skoro tam nie ma rybaków! Bywają tam dni, gdzie ma się 20- 30 brań sandaczy, zabrać można tylko dwa a dzień bez kontroli jest rzeczą nieprawdopodobną.

Skandynawia jest jeszcze droższa a i tak dużo ludzi tam jeździ. Czy o tym na ulicy Twardej nie wiedzą, czy nie chcą po prostu wiedzieć? W jednym z artykułów autor wspomina o Zalewie Zegrzyńskim, ale jakoś nie wspomina ile brygad rybackich ma zezwolenie od PZW na odłowy sieciowe. Miesiąc temu przy moście w Wierzbicy ciężko było przepłynąć łodzią, tak było obstawione sieciami. Zresztę na PW są ludzie, którzy o tym doskonale wiedzą, żeby nie było, że zmyślam.

Kolejnym "kwiatkiem" niech będzie sytuacja z połowy czerwca tego roku na Parsęcie. Pod nadzorem PZW była przeprowadzana kontrola rybostanu przy pomocy agregatu. Oj, dużo narybku padło. Czy trzeba to robić późną wiosną, gdy w rzece jest tysiące małych ryb? Czy to jest racjonalna i przemyślana gospodarka? Wielu z nas zna podobne sytuacje sprokurowane przez PZW, sam związek jednak tego nie dostrzega i teraz bije na alarm. Z obydwu artykułów wynika, że jedyną słuszną i potrafiącą rządzić wodami siłą jest PZW, a inni chcą jedynie nabić sobie kabzę.

Coś mi to pachnie minioną epoką gdzie partia była "przewodniom siłom narodu". Czy to nie jest "beton"?

Sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=950