XI zlot - moje dni odpoczynku (3)
Data: 08-10-2004 o godz. 08:00:00
Temat: Pogawędkowe imprezy


Alarm? Jak ruszymy samochodem, to do wieczora będzie głośno w Łupkach. Nie ruszymy, to o wydostaniu civica mowy nie ma. Przecież muszę nazbierać grzybów, chłopaki przywiozą ryby, a ja będę świecił oczami.



Lekko trącam wóz Jarbasa. Cisza. Trochę mocniej. Też cisza. Razem z Markiem zapieramy się mocno i samochód lekko przesunął się do tyłu. No to mamy niezłą robotę. Dobrze, że alarm wyłączony. Po parę centymetrów, co silniejsze popchnięcie. Mamy metr. Trzeba spróbować. Wysoki na 30 cm krawężnik boczny nie pozwala małej hondzie wykonać skrętu. Walczymy dalej z jarbasowym krążownikiem.

Po pół godzinie mamy wystarczająco miejsca, żeby wyjechać. Żona właśnie wychodzi na parking do samochodu. Jedziemy. Kierunek - Lwówek Śląski. Po paru kilemetrach znajdujemy zatoczkę. Lasek ładny, zakładamy obuwie ochronne, zabieramy wiadra, robimy pomiar kompasem kierunku powrotu i wchodzimy na wysoki stok. Nie tak sobie wyobrażałem wielkie grzybobranie. Las suchutki. Po pół godzinie Marek znajduje stojaka - kozak siwy.
Czesanie terenu. Wynik - dwa kozaki Marcina, jeden malutki podgrzybek mój, dwa rozległe grzyby zwane u nas kozią brodą, a w atlasie - szmaciak gałęzisty. Nie zbieram tych grzybów, bo łatwo o pomyłkę np. z gożdzieńczykiem grzebieniastym. Nic tutaj nie zwojujemy, trzeba szukać innego lasu. Jedziemy dalej w kierunku Lwówka.

Po drodze skręcamy do Lubomierza, zachęceni na skrzyżowaniu kapeluszami Pawlaka i Kargula. Mała miejscowość nie przypominająca wsi Pawlaka. Tutaj góry - tam, w filmie niziny. Jeździmy trochę krętymi dróżkami i nie spotykamy żadnych turystycznych informacji. Marek z uśmiechem stwierdził "Kit marketingowy".

Nie mamy mapy więc jedziemy przed siebie. Teraz nie wiadomo, czy kierunek Legnica czy Jelenia Góra. Skręcamy na JG. Szeroka, piękna droga, prawie szybkiego ruchu. Już wiem, że to nie nasza, ale z JG znajdziemy drogę na Wleń. Do tego dużego miasta wjechaliśmy szybko i co teraz? Jakiego kierunku szukać? Będzie Wleń? Jest Bolesławiec. Może teraz? Wjeżdżamy. Daleko już JG, a na znakach drogowych cisza. Trzeba się pytać. Przed jednym domkiem, naprawiają płot. Pytam o Wleń. Jedziemy dobrze - jeszcze 8 km. Jeszcze tylko zakup prasy i już docieramy do Łupek. Kąpiel i na ogród. Pogoda cudowna, słońce i cieplutko.

Dyżuruje Kasia, pilnując śpiącego Martini. Obiad chyba o 19:00, chłopaki przyjadą z rybami, a ja nie mam grzybów. Wstyd na całą Polskę, a co ja piszę, pewno i Francję, Kanadę, Oman, Niemcy... Wolę już nie wymieniać.

Zostawiam wszystkich, idę sam na przeciwległy zalesiony stok. Wiadra nie biorę, reklamówka wystarczy. Już na wejściu tablica " Wstęp wzbroniony - wyrąb lasu". Czyli może mnie trafić spadające drzewo i zabić. Wolę to, niż taki wstyd, że nie mam grzybów. Wchodzę. Las przepiękny. Czyściutko, wysokie świerki, można chodzić w tenisówkach.

Już po pół godzinie mam stojaka - piękny podgrzybek. Teraz zaczynam czesanie całego lasu. Z góry na dół, z dołu do góry z przesunięciem o jeden metr. Po trzech godzinach mam zaledwie kilogram podgrzybków. Mam nawet jednego podgrzybka złotawego, około siedem małych maślaczków żółtych u nas nazywanych miodowymi. Schodząc do ośrodka trafiam jeszcze dwie ładne, duże kanie (czubajka kania) - nie mylić z łudząco podobną czubajką czerwieniejącą, choć jest ona równie smaczna jak kania.

Jestem około 14:30. W ośrodku Jarekk czeka na Łukasza, który musi już nas opuścić. O 16:00 odjeżdża z Wlenia. Jarekk proponuje wyjazd na łódkę.

- Oldi jedziesz? Pokażę ci zalew od strony wody, trochę pośmigamy wabiami - zachęca.
- Chłopaki coś złowili? - pytam z ciekawości.
- Niestety jeszcze nic - odpowiada Jarekk.
- Jadę z Tobą! - decyduję.

W tym samym czasie troszkę zaskoczony jestem informacją, że o 15:00 jest obiad. Poganiam obsługę. Najpierw mnie - reszta ma czas. Chłopaki zjeżdżają do ośrodka. Każdy unika mojego wzroku. Nawet zawsze roześmiany Jjan omija mnie z daleka. Łykam szybko obiad i już jestem w passacie Jarkka.

We Wleniu żegnamy Łukasza i nad wodę. Jesteśmy przy brzegu - zjeżdżają Włodek, Januszpozn, Dziecko i Torque. Są wszyscy na zerze. Jaśko montuje nam swoje echo i już nawet nie dodaje - "połamcie kije". Silnik Jarkka - czterokonny Merkury - zaryczał i jedziemy. Jarekk pokazuje mi miejscówki. Na każdej na echu są ryby. Nie biorą. Mamy jeszcze trochę czasu, więc jedziemy dalej. Na jednej z miejscówek za naszymi plecami rozbryzg wody. Odwracamy się szybko. Co to było?


cdn.

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=960