Re re kum kum bęc!
Data: 23-10-2004 o godz. 02:33:54
Temat: Spinningowe łowy


Jakoś tak całkiem niedawno - bo chyba rok temu - obiecałem skreślić słów kilka na temat łowienia szczupaków na gumowe żabki. Z lekkim opóźnieniem wracam do tematu, jako że czas ku temu stosowny, a i pewien niedoszły, lecz zdeterminowany Pogawędkowicz o artykuł się znowu upomniał.



Łowienie na żabki skuteczne jest zazwyczaj przez cały szczupakowy sezon, szczególnie wtedy, gdy wyraźnie widać pod wodą łodygi roślinności. Wiosną świetnie rokują podwodne górki, wypłycenia, garby. Wraz ze wzrostem zieliwa, coraz lepszymi miejscami stają się łany rdestnicy, kępy rogatków i wywłóczników, granice nenufarów i otwartej wody, szczególnie, gdy przy brzegu jest spory spad. Wędkowanie w takich miejscach stawia dość istotne wymogi wytrzymałościowe wobec używanego sprzętu. Bezwzględnie zastosować trzeba plecionkę, zaś wybrana wędka musi stanowić kompromis pomiędzy wytrzymałością, a czułością.

Dlaczego? Łatwo to wytłumaczyć. Hol szczupaka wśród roślinności musi być forsowny. Wystarczy chwila luzu, aby ryba zawinęła plecionkę o kilka kolejnych łodyg. Powoduje to najpierw utratę bezpośredniego kontaktu, a w chwilę potem szczupak - jeżeli nie jest zacięty głęboko - bez problemu wypina się z haka. Znowu zastosowanie zbyt mocnego, topornego wędziska spowoduje trudności w zaobserwowaniu brania - czy to na szczytówce, czy to poprzez przeniesienie impulsu na rękojeść.

Osobiście, wiosną, kiedy roślinność nie jest jeszcze zbyt obfita, używam wklejanki - takiej jak przy łowieniu sandacza z opadu. Latem i wczesną jesienią łowię zaś na kijek Daiwa Samurai 10-30 gr, bardzo wytrzymały, ale o parabolicznej akcji. Jesienią, kiedy rośliny obumierają i łatwo się rwą, wracam do wklejaneczki. Zapytacie pewnie - dlaczego taka miękka wędka, dlaczego parabolik? Odpowiedź jest prosta - przy stosowaniu plecionki, wędka stanowi główny amortyzator zrywów ryby. I doświadczenie pokazuje, że skuteczniej zatrzymuje to ucieczki ryby, niż użycie przysłowiowego "kija od szczotki".


Tak pracuje żabkowy parabolik, tam naprawdę jest ryba! - fot. Wykrzyknik

Czas na fundamentalne pytanie - jak łowić? To wszystko zależy od łowiska. Jeżeli będzie to majowa górka podwodna - najlepiej jest najpierw obadać dno kopytkiem na cięższej główce. Przy braku uciągu 12-gramowa spokojnie wystarczy, aby zorientować się co do charakteru dna. Jeżeli okaże się ono twarde - zakładam żabkę na główce 10-gramowej i łowię klasycznie, z opadu. Jednak dużo tu więcej miejsca na eksperymenty niż przy miarowym "stukaniu" sandaczowym. Warto popróbować na przemian któtkich, agresywnych i długich, łagodnych skoków żabki. Jeżeli woda nie jest za głęboka - ot, powiedzmy 2-3 metry - to spokojnie można zmniejszyć obciążenie żabki do 7 gramów.


Bywa, że ryby atakują żabki zawzięcie i połykają naprawdę głęboko... - fot. Wykrzyknik

Inną taktykę przyjmuję, obławiając granicę nenufarów i otwartej wody. Bywa, że jest to istny magazyn szczupaków, szczególnie latem, kiedy słońce chowa się za horyzontem, lub zanim na dobre wstanie. W takich właśnie miejsach na stałe przebywa drobnica, a wiedziony instynktem szczupak lubi się na nią czaić. Niestety - to łowienie jest mało selektywne, bo trafić się mogą różne ryby - od bardzo krótkich, po okazy kilkukilogramowe. Swoją drogą przezabawnie wygląda taki "pięćdziesiątak", który chowa się za pojedyńczą łodyżką grążela, myśląc, że go nie widać. Kto umie wyciągać wnioski, ten szybko zauważy, że szczupak potrzebuje bardzo niewiele, aby uważać, że "jest zamaskowany i poluje". Dlatego warto obławiać każdą, nawet najmniejszą podwodną przeszkodę, która daje mu takie poczucie. Doświadczeni łowcy szczupaków świetnie o tym wiedzą. Wracając do łowienia w grążelach - jako przyłów często trafia się na żabkę ładny okoń.

Prawdziwą frajdę daje jednak dopiero łowienie szczupaków tam, gdzie żaden wędkarz o zdrowym rozsądku swoich przynęt nie wrzuca. A zatem w łanach rogatków, wywłóczników, a nade wszystko liściastych, długich na kilka metrów i bardzo mocnych rdestnic. Ktoś - wybaczcie, nie pamiętam kto - ochrzcił kiedyś w literaturze owe rdestnice szczupaczym zielem. I zaprawdę znał się facet na rzeczy. Są to chyba najbardziej szczupakonośne rejony, a co ważniejsze, ryby przebywają i biorą tam przez cały dzień. Wybaczcie - nie powiem dlaczego, bo nie wiem.


Kolejny amator żabek... - fot. Wykrzyknik

Przymierzając się do podejrzanej szczupakowo kępy zieliwa, staram się nie podpływać za blisko. Najlepiej, kiedy na wodzie jest tafla, lub niewielka tylko zmarszczka, zaś przejrzystość toni pozwala na dokładne zlokalizowanie kęp roślin. Doskonale pomagają w tym polaroidy. Prawie zawsze jest tak, że rozległe łany rdestnic poprzerywane są mniejszymi lub większymi oczkami, wolnymi od wszędobylskich liści i pędów. I to są najlepsze miejsca do łowienia, lepsze nawet niż skraj ściany roślin i otwartej wody.

Do takich oczek podpływać trzeba jak najciszej i z góry planować dokładną trasę ściągania przynęty. Łatwo się domyślić, że celność wędkarza znacznie sprzyja takiemu łowieniu. Żabkę, na 7-gramowej główce, wrzucam w oczko, w jego najodleglejszy koniec. Następnie zamykam kabłąk kołowrotka i na naprężonej plecionce, przy uniesionej wysoko do góry wędce, pozwalam opadać przynęcie. Następnie skokami prowadzę w ten sposób, aby każdy dołek obłowić możliwie głęboko, ale równocześnie ominąć bokiem lub górą skupiska roślinności.

Brania w zasadzie są dwojakiego rodzaju. Pierwsze to te, kiedy szczupak uderza w opadającą przynętę. Dzięki opadowi na naprężonej plecionce i przy pełnym skupieniu wędkarza, branie takie można bez większego problemu wyczuć jako wyraźne "puknięcie w dolnik" wędki. Można też je zaobserwować już to na szczytówce, już to na samej plecionce. Największą frajdę sprawia jednak ujrzenie szczupaka, w okamgnieniu wyskakującego do żabki i unoszącego ją z powrotem między ziela. Najczęściej wygląda to tak, że ryba pojawia się nie wiadomo skąd, uderze w przynętę i przez ułamek sekundy zastyga prawie w bezruchu. Po tym, następuje gwałtowny zryw w kierunku najbliższej kępy roślin, a wędkarz cieszy się już holem cętkowańca.

Inaczej wyglądają brania agresywne - wyjścia do umykającej przynęty. Tutaj też ryba pojawia się błyskawicznie, nie wiadomo skąd, ale po uderzeniu natychmiast robi zwrot w miejscu i prze ostro w kierunku dna. Ze swojej praktyki mogę stwierzić, że brania z opadu zdarzają się częściej, zaś takie raptowne wyjścia mają miejsce zazwyczaj wtedy, gdy przynęta prowadzona jest płytko, lub jest już prawie przy łodzi.


Ten uderzył tuż przy łodzi! - fot. Esox

I to w zasadzie tyle tej żabkologii stosowanej. Na zakończenie jeszcze kilka uwag. Najskuteczniejszym kolorem żabek okazał się w moim przypadku perłowy z grzbietem "moro" - Mann'sa. Wielkość - te największe. Haki Gamakatsu - też możliwie duże - tak, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo głębokiego zacięcia małych rybek. Jako regułę należy przyjąć, że jedna żabka wystarcza na dwa, trzy szczupaki. Potem staje się inwalidką - albo z rozprutym przez hak grzbietem, albo pociapana zębami na miazgę, albo z odgryzionymi nóżkami. Jako ciekawostkę powiem, że i na kadłubka kiedyś przyszło mi łowić, bo zapas żabek się skończył. Jakkolwiek było jedno, czy dwa brania - to wierzcie mi - żabki w pełni sprawne są dużo skuteczniejsze.

I jeszcze jedno. Żeby nie było zbyt łatwo - to małe szczupaczki, zazwyczaj przebywające bliżej powierzchni są bardzo agresywne i rzucają się chętnie na przynęty. Większe nie tak łatwo zmusić do brania, tym bardziej, że zazwyczaj siedzą one w dolnych partiach rdestnicowych łanów. Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się zaciąć króciaka, by po chwili ujrzeć, jak wśród łanów rdesnicy mknie zaniepokojony zębaty słuszniejszej postury. Tych, którym się wydaje, że wpadli na pomysł od razu uprzedzam - żabka na cięższej główce staje się mniej apetyczna dla ryb - sądząc po ilości brań.

Miłego żabkowania życzy:
Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=970