Wyprawa do Mequinenzy - mekki sumiarzy (4)
Data: 21-11-2004 o godz. 13:50:00
Temat: Wieści znad wody


W sobotę rano zdajemy jacht i przeprowadzamy się do apartamentu położonego przy samym brzegu Rio Segre. Skończyło się leniuchowanie, włóczęga po Ebro i długie spanie – czas na poważny połów suma.



Mieszkamy na pierwszym piętrze – pokoje są gustownie wyposażone, a widok z tarasu zapiera dech w piersiach. Patrząc na wprost widzimy Segre – słyszymy nawet przewalające się na powierzchni sazany. Nieco wyżej, na wzgórzu nad Mequinenzą, widzimy piękny zamek – po lewej natomiast - most,

a za nim ujście Segre do Ebro.

Zdajemy sobie sprawę, że jest nam dane polować na suma na chyba najwspanialszym łowisku sumowym, okrzyczanym zresztą nie bez kozery mekką wędkarstwa sumowego w Europie.

Nasza taktyka jest następująca: będziemy łowić przede wszystkim z brzegu, wywożąc przynętę daleko w okolicę środka Segre – tam bowiem echosonda pokazuje nam zagłębienie starego koryta rzeki i naturalnie aktywność ryb. Poprzeczkę stawiamy bardzo wysoko – ja zamierzam pobić swój 2 metrowy rekord, Mariusz natomiast pragnie złowić właśnie dwumetrowca.

Naturalnie, jak na każdej naszej wyprawie, nie ma mowy o jakiejkolwiek formie rywalizacji. Wręcz przeciwnie – umawiamy się, że łowimy suma w następujacej kolejności. Pierwszego wedlug szczęścia – komu pierwszy weźmie, następne już po kolei, czyli jeżeli ja złowię suma, to następny będzie Mariusza, niezależnie na jaką wędkę uderzy. W ten sposób mamy zamiar wykluczyć czyjeś nadmierne szczęście albo pecha.

Decydujemy, że jako przynęty nie będziemy używać trudnych do złowienia tutaj małych sazanów, lecz zastosujemy bardzo wygodny i szeroko stosowany na tej wodzie Fishpelet.

Jest to ciemnobrunatny granulat, przypominający nieco lekko zgniecione kulki proteinowe. Ów granulat produkowany jest z mączki rybnej i posiada bardzo intensywny aromat, by nie powiedzieć, że śmierdzi bestialsko.

Montujemy go na długim włosie, dowiązanym do ucha sumowego haka, w ilościach od 7- 9 sztuk. Na zdjęciu Mariusz prezentuje swój zestaw. Wędzisko sumowe o masie wyrzutu 400 g, multiplikator Penn GTX leworęczny, plecionka o wytrzymałości 55 kg, ciężarek o masie 500 g, no i wspomniany już zestaw włosowy, uzbrojony w Fishpelet.

Mój zestaw jest prawie identyczny, tyle że stosuję stosunkowo sztywne wędziska morskie o masie wyrzutu 500 g i nieco lżejszy ołów, a mianowicie 250 g.

W sobotę po południu przepływamy na drugą strone Rio Segre i wybieramy miejsce do połowu. Linia brzegowa jest tutaj uregulowana betonowym murem, natomiast nierówna i błotnista kiedyś powierzchnia nabrzeża, zmieniła się po wyłożeniu jej płytami i zamontowaniu latarni w piękną promenadę.

Nie bez trudu wbijamy w twardą ziemię ciężkie metalowe stojaki na nasze wędziska.

Zbroimy zestawy wspomnianym już peletem rybnym i wywozimy na odległość 150 - 200 m. Jest bardzo ciepło i słonecznie, dlatego też nie liczymy jeszcze na brania, a czas do zachodu słońca umila nam beczułka mocno schłodzonego i skrzętnie chowanego przed upalnym, hiszpańskim słońcem tyskiego piwa.

Z naszej prawej strony zrobił się nagle wielki ruch. Okazało się, że to czeska grupa wędkarzy wspomagana przez Hiszpanów szykuje się do połowu suma. Robią niesamowity hałas. Płaczemy z Mariuszem ze śmiechu, gdy Hiszpan pokazuje Czechom, jak się holuje suma. Myślę, że gdyby miał wędkę w ręce bylibyśmy pewni, że to prawdziwy hol. Najśmieszniejsze jest to, że oni w ogóle się nie rozumieją! Obserwujemy ich jak montują zestawy – mają ich 18!!! Hiszpan bardzo sprawnie wywozi po kolei zestaw za zestawem, a około godziny 19.00 mają już pierwsze pobicie. Teraz dopiero zrobił się kocioł. Podekscytowani Hiszpanie wrzeszczą jak najęci. Dwóch facetów trzyma holującego rybę, jeden podpiera go z przodu dwoma rękami za klatkę piersiową, drugi natomiast trzyma go w pasie od tyłu. Nagle ktoś trzeci podbiega z kubłem zimnej wody i oblewa holującego suma Czecha, żeby go ochłodzić. Całość filmuje jeszcze ktoś inny, a my konamy ze śmiechu.

Z naszej lewej strony jest grupa Anglików, jacyś Niemcy, Belgowie i znowu Czesi. Oni przyjechali tutaj chyba dwoma autobusami. Grupa z prawej strony ma kolejne branie i kolejnego suma, potem następnego. Patrzymy z Mariuszem na siebie i nie rozumiemy sytuacji.

Nagle potężne szarpnięcie na naszych wędkach. Mariusz natychmiast zacina i woła: - Siedzi!

- Dobra, spokojnie Roj, spokojnie – wołam i rozglądam się za rękawicami. Mariusz pompuje suma, schodzą się pierwsi gapie. Nagle miękkie wędzisko Roja prostuje się ostentacyjnie, sygnalizując utratę ryby.

- Kręć, Mariusz, kręć! Ona idzie na Ciebie, szybko kręć! Nie daj się oszukać! Jednak nic z tego - sum spiął się.

Sprawdzam przypon Roja i nie wierzę własnym oczom! Mariusz wykonał go z tego samego materiału co linka główna. Ta zaś, mimo iż jest bardzo wytrzymała przeciera się bardzo szybko na maleńkich, ale ostrych jak brzytwa zębach suma.

Dochodzi powoli północ: musimy kończyć i wracać o kiju. Hiszpańsko-czeska grupa złowiła w sumie 5 dorodnych sumów, my, Anglicy, Niemcy, Belgowie nic, a czeska grupa z lewej strony złowiła też trzy sztuki.

Następnego dnia rano na krótko przed świtem wywozimy nasze zestawy po raz kolejny. Jest stosunkowo chłodno i wieje dosyć chłodny wiatr. Na brzegu nie ma zbyt wielu gumiarzy. Czyżby chłodny wiatr przestraszył wszystkich? Wiatr ucichł - nagle węgorzowy dzwoneczek na szczytówce sygnalizuje delikatne puknięcie. Robię krok w kierunku wędki, aż tu nagle pobicie tak silne, że wędzisko wygina się wpół. Jednym susem dopadam wędki i po zacięciu rozpoczynam hol. Czuję duży opór, ale Penn nie oddaje ani centymetra linki. Pompowanie nie trwa długo – na czystej, pozbawionej zaczepów wodzie mocne morskie wędzisko, współpracujące z wyżej wspomnianym multiplikatorem nie dając rybie najmniejszych szans. Kiedy sum jest już pod brzegiem Roj zakłada rękawicę i łapie rybę za pysk – OK, jest nasza! - wołam - i wskakuję na dół, żeby przeciągnąć sumowi linę przez szczękę.

Wyciągamy go na brzeg, kładziemy na śpiworze i mierzymy. Belg kontroluje mój pomiar i potwierdza 2 metry.

Podczas wyhaczania suma znajduję w jego pysku wbity haczyk karpiowy razem z przyponem, krętlikiem i żyłką. Skąd ja to znam – pomyślalem – przecież i mnie kiedyś taki olbrzym połakomił się na proteinową kulkę.

Wtedy jednak, po półgodzinnej walce z rybą karpiowym zestawem, kiedy sum był już mocno zmęczony i byłem bliski celu, rozleciał mi się kołowrotek, a próba lądowania suma za pysk gołą ręką zakończyła się krwawo.

Po pomiarach sum wraca do wody, a my kończymy połowy. Tego dnia byliśmy jedynymi, którzy złowili suma.

Cdn.

Karpiarz







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=992