Listopadowe okonie
Data: 22-11-2004 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Mój „ostatni raz” z wędką w 2004 roku przeszedł do historii. Wreszcie dopisywała pogoda, intensywnie żerował okoń. Trudno było sobie wyobrazić lepsze warunki do wyprawy na listopadowe pasiaki.



Przygotowania do wyjazdu trwały kilka dni. Z wielką radością zapakowałem nowo zakupiony sprzęt, przejrzałem prognozy pogody, starałem się wszystko zapiąć na ostatni guzik. 11 listopada około 6.00 wyruszyliśmy w drogę. Słońce z trudem przebijało się przez chmury, a co kilka kilometrów szyby samochodu przykrywały nieliczne krople deszczu.
Mój niepoprawny optymizm nie pozwalał nawet dopuścić myśli, że coś może pójść nie tak. Wymagania miałem niewielkie: złowić cokolwiek, na cokolwiek. Byle na spinning, a najlepiej okonia.

Tuż przed 11.00 wjeżdżaliśmy do Mikołajek. Calutki czas byłem przekonany, że będę miał okazję wybrać się na ryby jeszcze w dniu przyjazdu. Długo musiałem jednak namawiać Tatę, żeby choć na te 60 minut puścił mnie nad jezioro. Widok opustoszonego portu był niesamowity. Niebo przykrywały w całości chmury, lekko wiało z zachodu. Rozłożyłem zestaw i zacząłem zastanawiać się nad doborem skutecznej przynęty na listopadowe okonie.

Na czarnego Ownera nr 6 powędrował 3-centymetrowy twister z brokatem w kolorze motoroil. Pierwszy rzut bez drgnięcia. Drugi pokierowałem w stronę filaru. Dwa obroty i jest. Mam na kiju pierwszą w życiu jesienną rybę, złowioną na spinning. Szybki hol i na dłoni leży niespełna 15-centymetrowy ślicznie ubarwiony okoń.

Całus i do wody. Cel osiągnięty już w drugim rzucie. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. W niewiele ponad godzinę złowiłem 11 okoni. Żaden nie przekroczył magicznej dla mnie granicy 20 cm. Miejscem połowu były na przemian port i pomosty wioski żeglarskiej.

Najskuteczniejszą przynętą pierwszego dnia był 5 cm twistem w kolorze seledynowym z brokatem. Założyłem go po kilkunastu bezowocnych rzutach na motorka. Na zdjęciu poniżej jeden z czwartkowych okoni.

W domu opowiedziałem o udanym połowie i rozpocząłem przygotowania do następnego dnia.

Piątek powitał mnie ostrym słońcem i niewielkim wiatrem. Pogoda była wprost cudowna. Już przed 9.00 wymachiwałem wędką i cieszyłem się coraz liczniejszymi holami. Wreszcie doczekałem się ponad 20 centymetrowego garbuska. Ten z kolei zaatakował fioletowego 3 cm rippera, zamontowanego na 8-gramowym troku. Zestaw z powodu wahającej się pogody musiałem często zmieniać. Dziennie na hak lądowało około 10. najróżniejszych przynęt. Zmieniałem wielkość, kolor - kombinowałem również ze sposobem prowadzenia przynęty. Wszystko to, aby jak najwięcej się nauczyć i wyciągnąć odpowiednie wnioski.

Przed 11.00 dołączył do mnie mój Tata. Dałem mu na kilka minut wędzisko. Po 2 minutach cieszył się z pierwszego w swoim życiu okonia, złowionego na gumową przynętę. Całą sytuację prezentuje zdjęcie poniżej.

Kilka minut później wróciliśmy do domu. W porcie rozpoczęły się przygotowania do regat. Kilkadziesiąt żaglówek zajęło mi stanowisko połowu. Żyłem nadzieją, że nazajutrz znikną z widoku i odpłyną w siną dal. Tak się jednak nie stało.

W sobotę obudziłem się bardzo późno, bo o 10.00. Zjadłem śniadanko, odebrałem życzenia urodzinowe i pomaszerowałem na przegląd sytuacji. Jak wcześniej napisałem, o łowieniu na wschodniej stronie mostu dla pieszych, mogłem zapomnieć. Żaglówek było bardzo niewiele, ale w wodzie spoczywały liny, które uniemożliwiały niskie prowadzenie przynęty.

Bez wahania skierowałem się ku wschodniej części drugiego mostu potocznie zwanego „samochodowym”. To, co tam zastałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W ciągu 2 godzin złowiłem dokładnie 38 co prawda niewielkich, ale jakże walecznych okoni. Zapomniałem o bożym świecie i zanotowałem spóźnienie do domu.

Bardzo żałowałem, że tego dnia mój tata wybrał się do znajomych. Nie miałem zatem możliwości zrobienia zdjęć tym wspaniałym rybkom. Po powrocie do domu zjadłem obiad i jeszcze raz przed przyjęciem urodzinowym poszedłem porzucać pod filar. Szczęście mnie jednak opuściło. Złowiłem tylko 2 niewielkie pasiaki, które z największą ostrożnością wypuściłem do wody. Wracając deptałem po takim kolorowym dywaniku.

Nadszedł czas na zdmuchnięcie świeczek. Przy wspaniałej atmosferze, w towarzystwie rodziny i przyjaciela Tomasza_Lina spędziłem 15 rocznicę przyjścia na świat. W międzyczasie za oknem wypatrzyłem taki oto widoczek.

Ostatni dzień przyniósł kolejne 10 okoni. Łowiłem krótko, umilając czas rozmową z wędkującymi ochroniarzami miejscowych kompleksów wypoczynkowych. Opowiadaliśmy nawzajem o swoich dotychczasowych poczynaniach i przygodach. Ostatni okoń zaatakował 3 cm twistera w kolorze miodowym na 5-gramowym troku. Ten delikatny zestawik był konsekwencją bezwietrznej pogody.

Tuż przed 12.30 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Wyjazd oceniłem jako bardzo udany. Odkryłem, że łowienie w listopadzie wcale nie jest takie trudne. Trzeba eksperymentować i odbiegać od tradycyjnych metod stosowanych letnią czy wiosenną porą, bo przecież ryba zmienną jest.

Wedkarz_wawiak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=993