Janokoniarz napisał
sobota, 18 stycznia 2014
Budzik wyrwał go z błogiego snu. Niedzielny poranek. Działał jak zaprogramowany automat.
Gdy wypływał na jezioro wschodziło majowe słońce. Cudna woda, cudna zieleń i ten ¶piew słowików w przybrzeżnych krzewach, poemat. Pełen optymizmu i nadziei na sukces płyn±ł Ja¶ wzdłuż brzegu patrz±c to na wodę to na sondę.
Bezrybie. Bezrybie przez całe kilometry. Nareszcie, w niewielkiej zatoczce znalazł spławiaj±c± się ukleje. Dwa rzuty siatk± i jest żywczyk. Teraz tylko precyzyjne zakotwiczenie łódki na stoku. Po kilku minutach był pierwszy, całkiem zgrabny okoń. Oby tak dalej.
O godzinie czternastej zadzwoniła żona: - Jasiu, masz ryby? - Mam, sporo okoni i szczupaka, a czemu pytasz?
- Bo widzisz, wprosiły się do nas Ewa, Ela i Renatka z mężami, a jak wiesz oni twoje ryby uwielbiaj±.
- To znaczy, że zaprosiła¶ swoje przyjaciółki.
- Nie b±dĽ drobiazgowy.
Co było robić, posiedział jeszcze z godzinę, bez rezultatu, bo okonie odeszły i zwin±ł majdan. Popłyn±ł do przystani i zabrał się do skrobania połowu. Jego domek lotniskowy stał blisko, więc towarzystwo zobaczyło go i cało grup± przyszło nad wodę.
- O, jakie ładne okonie, a ten szczupak to ile waży?
Oczywi¶cie, nikt nie palił się do pomocy w sprawianiu ryb. Pogadali i poszli na spacer. Żona jednak zd±żyła dać my wytyczne: - Pospiesz się z tym smażeniem ryb, bo wszyscy s± głodni. Ja¶ biegał od kuchni do namiotu, gdzie w chłodku rozstawił stoły.
Go¶cie mięli szampańskie humory, ryby były wy¶mienite. No to panowie, po jednym, woła Władziu, żeby szczupak nie pomy¶lał, że go pies zjadł.
Nadchodziła 21-sza. Ja¶ czuł się potwornie zmęczony, ale zd±żył co¶ przełkn±ć w biegu. Go¶cie zaczęli zbierać się do wyj¶cia. Panie całowały Jasia w policzek, panowie klepali go po plecach mówi±c: "Jasiu z ciebie to fajny chłop".
Zrobiło się cicho. Żona przeci±gnęła się i powiedziała: czuję się zmęczona, jutro mam dyżur, idę spać, a ty pozmywaj naczynia.Co się tak dziwisz? Przecież to byli twoi go¶cie.
Stał nad zlewem na chwiejnych nogach i podi±ł postanowienie: W życiu nie pojadę na ryby.
Wytrzymał do ¶rody.
Jan Burcz
d