Polujące czaple potrafią tworzyć parasol słoneczny ze swoich skrzydeł, którego cień wabi często nieświadome podstępu ryby.
|
ZAREJESTROWANI
Ostatni Tobiasz
Dzisiaj 0
Wczoraj 0
Wszyscy 4520
UŻYTKOWNICY
Goscie 506
Zalogowani 0
Wszyscy 506
Jeste anonimowym użytkownikiem. Możesz się zarejestrować za darmo klikajšc tutaj Jeste stałym użytkownikiem Pogawędek Wędkarskich - kliknij tutaj aby zalogować się!
|
|
|
|
|
Tiur:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(438296) Apr 26, @ 00:02:06
dzas:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(438296) Apr 24, @ 21:24:03
mario_z:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(438296) Apr 21, @ 18:55:22
krzysztofCz: Podoba mi się Twój
plan w punkcie (3)
:hihi ...(438296) Apr 04, @ 12:47:07
lecek:
Na emeryturu mam
czteropunktowy plan.
1. Podróże,
2. Wedkar ...(438296) Apr 03, @ 19:46:58
krzysztofCz: Tylko nie miej
złudzeń, że na
emeryturze będziesz
miał więcej cza ...(438296) Apr 03, @ 15:57:03
lecek: Jeszcze (jak dla mnie)
to trochę mało czasu
Mój
pracodawca wyz ...(438296) Apr 03, @ 10:34:12
krzysztofCz: Gratulacje Lecku. U
mnie na morzu albo
wieje... albo nie
biorą : ...(59445) Apr 03, @ 09:01:48
krzysztofCz: To prawie wieczność...
mam nadzieję, że
dożyjemy do następnej
zbi ...(438296) Apr 03, @ 08:58:12
lecek: Byliśmy w Ustroniu.
Dwa dni wędkowania w
Wiśle. Na miejscu
okazał ...(59445) Apr 02, @ 19:02:39
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
| |
Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2
Opublikował 21-10-2002 o godz. 15:18:41 Esox |
Old_rysiu napisał
Czas leci szybko. Niedziela - zakupy prowiantu, poniedziałek załatwianie łodzi. Podziwiam zaangażowanie Karpiarza w załatwianie najważniejszego środka transportu - łodzi. I chociaż czasu niewiele - tutaj nie wolno się spieszyć. Taktyka Karpiarza udowodniła, że co nagle to po diable.
Jego spokojne negocjacje z właścicielami łodzi zakończyły się bardzo korzystnym wynajmem dwóch łódek z 15-konnymi silnikami. Na dodatek przetransportowano je do prywatnej przystani, tuż obok łowiska. Dzięki temu znacznie zmniejszył się koszt wyprawy. Tu muszę przyznać, że zasługi Karpiarza były nieocenione.
Mamy już łódź i we wtorek rano startujemy na rozpoznanie. Karpiarz opisuje w skrócie jak wygląda rzeka i czego można się spodziewać. Obieramy taktykę. Chociaż łódź jest 2 osobowa - jedziemy we trzech. Mnie wyładują na brzegu, gdzie będzie można połowić na spławiczek i gruntówkę. Artur z Rojem wezmą spiny i popływają trochę po okolicy.
Rano wstaję pierwszy - robię śniadanie. Jest jeszcze ciemno. Godzina 4:00, a ja nie mogę już spać. Wstaję i szykuję sprzęt. Przed świtem muszę być gotowy.
Wędka spławikowa z żyłką 0,21 wydaje się być dostatecznie wytrzymała do łowienia żywca. Haczyk Mustad nr 10 w sam raz na malutkie kompostówki przywiezione z kraju. Drugi zestaw poważny. Gruntówka, plecionka (22 kg wytrzymałości), przypon z żyłki 0,27 - 8 kg na węźle, hak nr 6 na ziarna kukurydzy z puszki.
Śniadanie na stole - budzę chłopaków. Wstają leniwie. Godzina 6:00 - dalej ciemno. Wychodzę przed domek popatrzeć na wschód. Nic jeszcze się nie rozjaśnia. Roj twierdzi, że do łódki mamy zaledwie 10 minut drogi. Lepiej poczekać, aż będzie świtać. Czekamy... 6:30 - ciemno. Roj z Arturem już się kładą z powrotem do łóżek. O co tu chodzi? 7:00 i jeszcze ciemno. Wreszcie o 7:30 robi się świt - budzę chłopaków po raz drugi.
Wreszcie ruszamy. Jedziemy samochodem 14 km pod same sady drzew pomarańczy. Na dole, u brzegu Rio Ebre, do maleńkiego pomościku przywiązana jest nasza łodź. Pakujemy się, zaś Artur odpala silnik. Mijamy 3-kilometrową wyspę i zawracamy na jej przeciwległy brzeg. Tu koryto jest trochę węższe. Brzegi całe porośnięte trzciną grubości mojej ręki - Sajgon. Od brzegu na wodę, na jakieś 5-10 metrów, ściele się gęsta moczarka kanadyjska. Nie ma gdzie i jak wysiąść z łodzi. Zauważamy pomost - dosyć obszerny ale i tak cały w moczarce. Trzeba zrobić korytarz, żeby móc tam połowić. Jak barbarzyńcy wyrywamy z łodzi moczarkę kijem od podbieraka. Silnik pracuje to do przodu, to znów w tył. Moczarkę spychamy w kierunku brzegu, pod pomost. Dwumetrowym kijem nie dostajemy dna na granicy moczarki. Woda cała zamulona, ale jest już kanał do holowania ryb. Można pakować się na pomost. Roj z Arturem odpływaja, zostawiając mi podbierak i cały mój sprzęt. Jest już późno, na szczęście wysokie drzewo obok pomostu robi cień i słońce nie dokucza. Godzina 10:00, rozkładam kije i szykuję stanowisko. Tu kosz do siedzenia, tam podbierak i przynęty, dalej zaś podpórki do gruntówki wkręcone miedzy deski. Wszystko blisko ręki, żeby już nie straszyć ryb. Zresztą, ryby i tak już na pewno pouciekały. Na gruntówkę zakładam dwa ziarenka kukurydzy i do wody. Jakieś 5-6 m od pasa moczarki. Sygnalizator włączony. Teraz spławikówka - przeciążony spławik 2,4 g i badanie dna. Jest okolo 3 metrów. Tuż pod moczarką dno schodzi na 2,5 m. Wybieram to wypłycenie. Dwa czerwone robaczki i pierwszy rzut. Pierwsze polowanie na ryby w Rio Ebre.
Przyzwyczajony do odczekania sporej ilości czasu, sięgam po piwko. Wyrzucam jeszcze garść kukurydzy konserwowej i pstryk - piwko otwarte. Jeszcze nie dotykam ustami pianki a już widzę, że spławik unosi się lekko do góry i po chwili nurkuje. Zacinam. Jest jakaś ryba. Hol prowadzony prawidłowo i spokojnie - do korytarza po wyciętej moczarce. Wyjmuję piękną płoć - koło 30 cm. Zaczyna mi się to podobać. Prędko nowy robaczek - teraz jeden. Wyrzut w to samo miejsce. Znowu branie - zacięcie i znowu hol. Płoć taka sama. Czyżby nowe danie kulinarne - płocie w zalewie octowej? Ale nie zapeszajmy. Łowie dalej. Trzecia, czwartia i piąta płoć w siatce. Po chwili wzdręga, równie piękna. Potem znowu płocie i karaś około 1 kg. Ledwo mieścił się podczas holu w korytarzu, odskakując to w lewo, to w prawo. Siatka z rybami zaczyna puchnąć. To zaledwie 40 minut łowienia, a u mnie już sporo ryb. Będzie i na żywca i do jedzenia. Łowię dalej. Branie - spławik nurkuje jak zawsze - zacięcie i.. co to?! Kij się powoli wygina, z kołowrotka słysze przerywane cit, cit, cir... Ryba idzie w moczarkę. Dokręcam hamulec. Jeden skok, może dwa - ryba ciągnie dalej, a ja nic nie poradzę. Wreszcie dobija do moczarki i po zestawie. Czas na spory łyk piwa na ochłodę.
Muszę zmienić żyłkę główną. Wywalam z kołowrotka całą 0,21 i nawijam 0,24. Nowa żyłka prezentuje się dobrze. Znowu ten sam spławiczek, ten sam zestaw. Robaczek i do wody. O dziwo - znowu branie. Płoć, karaś i nagle, przy kolejnym brani, znowu cit, cit - ciężki hol. Dokręcam hamulec, ale to na nic. Wjazd w moczarkę i tyle było zestawu. Tego już za wiele. Otwieram kosz. Mam jeszcze 0,27. Gruba trochę i sztywna. Nie podoba mi się jej czarny kolor, ale za to wytrzymałość ponad 8 kg. Trudno - wywalam 0,24. Wiązanie haczyka idzie mi ciężko. Za gruba żyłka i za mały haczyk, ale wreszcie się udaje. Znowu zestaw w wodzie i nadal jeden polski robaczek na haczyku. Po chwili nie wierzę własnym oczom - branie i kolejna płoć. No, to mnie już rozbawiło. Taki ciężki zestaw i płoć? Czy te ryby są ślepe?
Idą następne - płocie i karasie. Wreszcie po kolejnym hamulec śpiewa swoje ciche cit, cit, cit. Teraz już się nie bawię w finezję wędkarską. Szybko dokręcam śrubę. Albo zysk, albo w pysk. No i dostałem w pysk. Zastaw po wyprostowaniu kija strzelił, niosąc odglos chyba aż do Riumar. Siadam na koszu trochę poddenerwowany i zdziwiony. Z oddali płyną chłopaki. Kiwam, żeby przybili do mnie. Dosyć mam już wędkarskich wrażeń. Łódź podjeżdża pod pomost. Zdaję relację, co tu się działo. Roj mówi, że z to pewnością sazany grały mi na hamulcu i na nerwach.
Sazany? Ale żeby na moją kukurydzę nic? Roj ogląda zestaw z kukurydzą i przekonuje mnie, że trzeba dać przynętę na włosie. Sam jako specjalista zakłada ją. Dajemy szansę sazanowi na posmakowanie takiego kąska.
Roj rzuca pod moczarkę, w miejsce moich zmagań, po czym mówi:
- Rysiu i tak zerwie zestaw.
Patrzę na niego zdziwiony. Jak to zerwie? W tym momencie słyszę jak sygnalizator krzyczy. Jest! Idzie! Roj zacina i wędka wygina się w piękny łuk. No nareszcie, teraz musi być nasza. Ale musi to na Rusi. Skręt ryby w moczarkę rozwiewa nasze nadzieje. Nie wytrzymał przypon - ten piekielny, z 0,27.
- A nie mówiłem, że zerwie? - spokojnie mówi Roj.
Tak wyglądało moje pierwsze wędkowanie na rzece Rio Ebre. Pierwsze ryby i pierwsze straty. Pierwsza nauka pokory. Ale ja się jeszcze odkuję. Wkrótce ciąg dalszy opowieści.
Old_rysiu
|
| |
|
| Komentarze sš własnociš ich twórców. Nie ponosimy odpowiedzialnoci za ich treć. |
|
|
Komentowanie niedozwolone dla anonimowego użytkownika, proszę się zarejestrować |
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez minkof dnia 21-10-2002 o godz. 19:09:15 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Hmmm, mam pewne wątpliwości czy na zdjęciu jest sazan, moim zdaniem to poprostu karp pełnołuski:-) Poza ta drobnostką wszystko super:-) minkof |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez seba dnia 21-10-2002 o godz. 19:43:27 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | No ladnie , Oldi niczym Hich***** zaczal od trzesienia ziemi , a teraz pomalutku bedzie podkrecal nam cisnienie :-) |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez Monk (macwrob1@o2.pl) dnia 21-10-2002 o godz. 19:52:27 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | widząc to szydercze spojrzenie Rysia jestem pewien, że nie powiedział jeszcze ostaniego słowa!!;))) |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez cif dnia 21-10-2002 o godz. 21:21:45 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Tak, patrząc na zdjecie ma się wrażenie, że za chwilę zza pleców wyciągnie pra pra prababkę tego smyka :-) |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez Marek_b (m.bak@secal.com.pl) dnia 21-10-2002 o godz. 22:42:54 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Jak udało ci się przewieźć przez granicę wiadro robaków? Nie żądali żadnych dokumentów na to, że wywozisz z kraju robactwo? ;)
Czyżbyście zegarków nie przstawili?
Ja myślę, że nasze polskie przyzwyczajenia do stosowania możliwie najdelikatniejszego sprzętu nijak mają się do ebrowego łowienia. Nie dość, że jest tam dużo ryb, to jeszce duże i niewybredne. Jak sam piszesz nawet przypony 0,27 mm pękały. Na następny rok będziesz bogatszy o te doświadczenia. |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez artur dnia 21-10-2002 o godz. 23:14:49 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Mała poprawka do oldiego artykułu. oldi tak był napalony na ryby że pobudkę zrobił nam o piątej a nie o szóstej jak pisze, szybko jeść i płynąć na ryby, dopiero po dość stanowczym naszym sprzeciwie to znaczy moim i roja dał za wygraną i wyjechaliśmy o rozsądnej porze to znaczy jak już było widno czyli kilka minut przed ósmą. |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez Karpiarz dnia 21-10-2002 o godz. 23:46:31 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | Piekny tekst Oldi - robisz szpane jak w niezlym dreszczowcu )), a piszesz dopiero o plotkach. |
|
|
Re: Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 2 (Wynik: 1) przez Ted dnia 23-10-2002 o godz. 19:56:31 (Informacje o użytkowniku | Wylij wiadomoć) | To raczej nie Rio Ebre ale Rio Eldorado. Co Ci będę kadziłale powiem jedno że mimo naszych najlepszych przygotowań nigdy nie mamy pewności co do efektów naszych zabiegów. ale najważniejsze że brało.Ja zawsze mam z tym problem albo za cienka żyłka i ,,trach" albo nie biorą bo za gruba. Dziwię się że nie miałeś kilku zapasowych szpul. Już Ci pisałem że super itp. itd ale brakuje mi opisu i zdjęcia reszty kolegów z tej ekipy bo niektórych znamy a innych nie. A po za tym to opisujesz barwnie jak sam H. Sienkiewicz. |
|
|
|