old_rysiu napisał
Fabuła czy prawda? Trudno teraz ocenić. Ci co tam byli - wiedz±.
Na wszystko można popatrzeć ''przez palce'', albo tak jak na fotce poniżej.
Pocz±tek lipca 2013 roku. Zapada decyzja - jedziemy na biwak tam, gdzie Biebrza ł±czy się z Narwi±.
Zaproszenia otrzymali: Sołtys, Zamker. Jjjan, Włodek, Robert i ja.
Kuchenki gazowe, namioty, sprzęt wędkarski, łodzie, prowiant na tydzień.
Włodek ma odebrać Roberta z lotniska w Warszawie. Wszyscy mamy się spotkać w WiĽnie na ryneczku.
Jest wtorek 2 lipca. Pogoda prze¶liczna. Na rynek meldujemy się planowo. S± małe zmiany. Zamker przyjechał ogromnym camperem. Zakwateruje w nim Jjjana, Roberta i siebie.
Ja zabrałem wielki namiot 4 osobowy. Nie trzeba będzie rozkładać już innych.
Ostatni przyjechał Włodek. Warszawa zakorkowana, mimo to, jego ogromne BMW X tam ile¶, nadrobiło straty czasowe. W nagrodę otrzyma poczt± najdroższe zdjęcie - niestety czarno-białe.
W sklepiku na rynku, robimy małe zakupy i tutaj niespodzianka. Miejscowy siedz±cy na unijnej ławeczce pyta:
- Na rybki panowie?
- Jakżeby inaczej, widać po łodziach - odpowiada Zamker.
- Będzie ciężko znaleĽć miejsce przy wodze, bo tu bagniska dookoła. - Powiada drugi unijny autochton.
- No to chyba mamy szczę¶cie, że Was napotkali¶my - żartem odpowiada Jjjan.
- I Wy macie szczę¶cie i my mamy szczę¶cie - odpowiada Unijny.
Zrozumiał to Włodek i już przysiada do nich.
- Pewno znacie takie fajne miejsce na biwak.
- Co by¶my nie znali.
- Daleko od wody?
- Panie w nocy słychać jak sumy się trzaskaj±.
- Zakwaterujecie nas tam?
- Jak się da, to się zrobi.
- Czy ja wygl±dam na sknerę, albo ten pan, pokazał na mnie, ale szybko przestawił swój wskazuj±cy palec na Sołtysa.
- Na uczciwych wygl±dacie.
Jeden z unijnych siada do mojego Golfa i prowadzi za miasto. Jedziemy jeszcze kilka kilometrów i skręcamy poln± drog± w prawo między szerokimi łanami zboża. Przepiękny widok złoto-zielonych kłosów z
niebieskimi chabrami. Na elektrycznych słupach biegn±cych wzdłuż głównej drogi, gniazda bocianów a w nich bocianie już podrostki.
Zapach pól, to pewno zapach zboża i tych bławatków. Robi się coraz cieplej. Wjeżdżamy na górkę, no nie - wybrzuszenie terenu. Twarde ¶ciernisko grubych traw. Tu ma być nasz obóz. Zaledwie 20 metrów od brzegu rzeki Narwi.
Kiedy¶ był tu prom. Przewoził rolników na drug± stronę aby ci wykaszali trawy w pasie 20 metrów od brzegu.
Mówili, że to nieżerna trawa. Bydło nie jadło nawet tego siana.
Zabierali kopy do spalenia. Gmina płaciła za koszenie. Teraz nikt już tego nie robi. Została droga do rzeki, która teraz będzie nam służyła jako wspaniały zjazd do naszych łódek.
Tutaj było naprawdę pięknie.
Włodek z Jjjanem odwieĽli unijnego, cięższego o 100 zł ku uciesze autochtonów.
Rozpoczynamy urz±dzanie obozowiska. Zamker bardzo sprawnie wyznaczył miejsca na nasze apartamenty, parking samochodowy i port z naszymi łodziami.
Widok naszego obozu zapierał dech w piersi. Urz±dzenie tego obozu, było ciężk± prac±.
Przerażały mnie tylko ... KOMARY.
Nie były to zwykłe komary. Te tutaj miały imponuj±ce rozmiary a uk±szenia nie odbiegały od uk±szenień żmij. Wystarczyła kropla potu na czole a już te wampiry atakowały jak w amoku.
Trzeba było najpierw odnaleĽć w bagażach aerozole. W¶ród wszystkich rodzai, najskuteczniejsz± była Mugga.
Zimne piwo z campera, teraz było napojem bogów.
Stanęli¶my nad brzegiem rzeki.
- Złowimy tu co¶? - Pytam prowokuj±co.
- Szanse s± - odpowiada po francusku Robert.
cd opisze Robert.
Old_rysiu