Benek napisał
Chciałbym przedstawić kolegom moje opowiadanie, które zamie¶ciłem dawno temu, na pewnej stronce. Były to lata, kiedy razem z moim przyjacielem, spędzali¶my każdy weekend nad wod± i nie ważne było czy ryby bior±, czy nie, chodziło o co¶ innego...
Teraz kiedy siedzę w Anglii, nie mam zbyt wiele czasu na wędkowanie, ale czasami wyskakuję nad pobliskie jeziorko i mimo tego, że nie mam efektów, cieszę się t± chwil±.
Obecnie nie mam żadnego kontaktu z moim przyjacielem. Z osob±, z któr± spędziłem najpiękniejsze wędkarskie chwile w moim życiu.
Tym opowiadaniem chciałbym powiedzieć mu, jak bardzo brakuje mi tych wspólnych wypadów. Szacunek Edziu!
Jak to zwykle bywało, na pocz±tku kwietnia, wraz z moim przyjacielem Edkiem, pojechali¶my na odnogę Brdy. Raniusieńko wstali¶my, sprawdzenie ekwipunku, jedzonka i rowerek gotowy do drogi. 15 km do pedałowania, ale gdy już z daleka usłyszeli¶my szum spiętrzonej wody, od razu na naszych gębach pojawiły się u¶miechy.
Przyspieszyli¶my. Minęli¶my pierwszy odcinek, niezbyt ciekawy ze względu na liczne łachy zielska. Przeprawili¶my sie przez płytki kanalik i byli¶my na naszym odcinku brzegowym. Szybkie rozpakowanie, rozłożenie wędek i rozrobienie zanęty. Wreszcie wędki do wody. Z każd± godzink± nastroje jednak marniały. Wreszcie nie wytrzymałem, wzi±łem jednego kija i poszedłem parę stanowisk wstecz, gdzie utrudnieniem s± bardzo strome brzegi. Rzuciłem pod nawisaj±ce gałęzie. Po paru sekundach spławiczek jakby odżył, jakby wreszcie co¶ zainteresowało się moimi madami. Pierwsza my¶l - ukleja. Jeszcze sekunda, spławiczek jedzie pod wodę, zacinam "emocjonalnie" i o mały włos nie zjeżdżam po stromym brzegu. Wędka wygięta w pał±k. Wołam mojego kumpla, żeby przybiegł mi pomóc. A ten ze zmęczeniem w głosie odpowiada, że dobry ten "kit". Tłumaczę mu, że poważnie mam jak±¶ "landarę" na wędce. Wreszcie, gdy usłyszał plu¶niecie, momentalnie przybiegł. Jedno jego słowo: "Jezus Maria, jak my go wyci±gniemy z tego stromego brzegu". Pobiegł pożyczyć podbierak. Wrócił po 10 minutach z pięknym długim podbierakiem. Momencik i ryba wyl±dowała na brzegu. Był to piękny jaĽ - 1,75 kg.
Po spaleniu papierosa, mówię do kumpla, że może jest tam jeszcze jeden taki jazik i że ja idę go wyci±gn±ć. Ten się tylko za¶miał i powiedział, że po takiej dyskotece to mogę spokojnie uczyć mady pływać, a on idzie się załatwić. Odchodził ze ¶miechem na ustach. A ja poszedłem w to samo miejsce. Ten sam rzut i ta sama sytuacja. Spławik pokiwał się troszkę i pod wodę. Zaci±łem. Tępy opór i znów wołam kumpla do pomocy. W odpowiedzi słyszę, że taki "kit" to z nim nie przejdzie, że jest w trakcie załatwiania się i mogę sobie wołać kogo chcę do pomocy, nawet Kwa¶niewskiego.
Zacz±łem przekonywać go, że "nie kituję" i naprawdę mam drugiego jazia. Dopiero jak powiedziałem, że jeżeli ja kłamię, to stawiam mu cztery browary. Przybiegł zapinaj±c w biegu spodnie. Pierwsze jego słowa brzmiały mniej więcej tak : "Benek ty fuksiarski palancie", ale z pokor± wyj±ł podbierakiem ładnego, kilowego jazia. Miło wracało się rowerkiem z ładnym ciężarem na pleckach. Okazało się, że moje "kity" były prawdziwe. Od tej pory Edek zawsze pomagał mi podbierać rybki i vice versa, bez powtarzania kilka razy, pro¶by o pomoc.
Mam nadzieję, ze mój przyjaciel przeczyta ten artykuł i wróc± te wspomnienia...
Pozdrowienia dla wszystkich.
Benek