Dap napisał
Całe to zdarzenie zachwiało moj± wiar± w podręczniki o połowach linów. Wszelkie nęcenia tygodniami i wszystkie te przygotowania. Miejsce, które opiszę nigdy nie było przeze mnie szykowane pod lina, a z tego, co wiem, to przez innych też nie.
Cichy terkot budzika stawia mnie na nogi o 3:20. Ubieram się po cichu i spakowany idę do roweru. Teraz jeszcze 3 km nad jezioro i mogę się rozkładać z całym majdanem. Zaczynam od preparatu na komary, gdyż bez tego nie ma jak funkcjonować nad woda. Po wysmarowaniu się dokładnie, usiłuję sobie w mówić, że to zadziała. Wzi±łem się za przygotowanie zanęty. Zwykła traperowska zanęta na leszcza. Poszło 5 kul prosto w cel. Teraz czas na wędkę. Rozłożyłem i położyłem j± na okraczce.
W końcu mogłem spokojnie obserwować kochane jezioro. Wzrok syciłem około 15 minut. Tyle wystarczy duszy, aby jej też zrobiło się milej. Zarzucam zestaw w zanęcone miejsce i czekam. Ja rozumiem i w pełni się z tym zgadzam, że ten wyj±tkowy sport jest dla ludzi cierpliwych. Jednak cierpliwo¶ć ma to do siebie, że się kończy wcze¶niej czy póĽniej. Moja wytrzymała 3 godziny. Nic nawet puknięcia. Byłem podłamany. W miejscu gdzie wczoraj uzyskałem około 2,5 kilograma ryby dzisiaj nawet jazgarz nie podpłynie. Więc 2 „krasne” wielko¶ci 10cm i kr±pia, niewiele większego, nawet nie liczę. Do tego wszystkiego zacz±ł się zrywać wiatr powoduj±cy fale w stronę brzegu. A tu spławiczek półtora gram2a.
Zły na wszystko ¶ci±gn±łem zestaw bliżej brzegu, obok kępy trzcin. Rzuciłem parę kul zanęty i czekam.
Z pocz±tku ich nie widziałem, ale stawały się coraz bardziej zdecydowane. Brania, w końcu jakie¶ brania. Siedzę i czekam. Oby tylko nie zepsuć. Nagle spławik idzie zdecydowanie w dół. Zacinam i momentalnie czuję opór. Jestem ¶więcie przekonany, ze to kolejna krasna, leszcz czy kr±p, tylko trochę większe. Holuję szybko i sprawnie w stronę brzegu. W połowie holu czuję, że opór całkowicie zmalał, a żyłka jest zrobiła się luĽna. Czarna rozpacz mnie ogarnęła. Mamrocz±c, wiadomo co, pod nosem zarzucam jeszcze raz. Ustawiam zestaw w tym samym miejscu i czekam. Po 20 min oczekiwania, spławik odjechał kolo 15 cm w prawo i zastygł. Chwilę póĽniej odprowadzałem wzrokiem jego antenkę pod powierzchnie wody. Natychmiast zaci±łem, już nie lekko i delikatnie, tylko pewnie i mocno. Ryba momentalnie ruszyła w trzciny. Chciała zdecydowanie uciec, lecz w mojej wersji wydarzeń nie miała takiej opcji. Szybko j± z tego kierunku zawróciłem. Zwijaj±c żyłkę podci±gn±łem j± do lustra wody podniosłem pyszczek nad taflę, żeby trochę „powietrza popiła”. Tak jak i nam, tak i rybie nie poszło na zdrowie za duże popijanie i pokazała mi swój piękny bok.
W tym momencie juz wiedziałem, że dost±piłem zaszczytu złowienia pana LINA. Po trzech latach udało mi się w końcu złowić LINA. Moje kochanie mierzyło 33 cm i zostało złowione o 9:15 na białe robaki o smaku anyżu. Jeszcze dobre pół godziny nogi i ręce drżały mi w widoczny sposób.
Wszystko działo się 08.08.’08r.
Dap